Szedłem sobie z psem obok boiska, koło godziny 17.00. Wcale nie było jeszcze ciemno. Idąc zamulonym krokiem, kontem oka z prawej strony zauważyłem coś przypominającego (hmm) prostokątny garnek na gazie. Była to prostokątna budowa, z pod której tryskało dziwnym odcieniem pomarańczowego, z daleka wyglądało to właśnie jak palący się pod tym płomień, dlatego pomyślałem że to jakaś nowej generacji paralotnia czy coś w tym rodzaju, ponieważ leciało powolutku w jednym kierunku. Zauważyłem że niedaleko mnie idzie rodzinka z dziećmi, też to dostrzegli i obserwowali, tylko że ja się zatrzymałem a oni powolnym krokiem szli w moją stronę. Przechodząc koło mnie, chyba ojciec tej rodziny zapytał się mnie co to, odparłem facetowi że to chyba jakieś ufo, choć powoli się porusza. Staną obok mnie i patrzyliśmy przez chwile razem, gdyż żona z dziećmi stanęła dalej, nie interesując się dalszym biegiem wydarzeń. Ale najlepsze było przed nami. Po jakimś czasie nudnego już zjawiska facet mnie opuścił i poszedł w swoją stronę, ja idąc już też powoli w swoją zobaczyłem że obiekt ten się wypala, po chwili świecił już dwa razy mniej za chwile jeszcze mniej, po dłuższej chwili wygasł na dobre i staną w miejscu.. Myślałem że chyba zaraz spadnie, jednak obiekt stał w miejscu i wydawał się już o wiele mniejszy. Teraz wyglądał po prostu jak czarna kulka. Zatrzymałem się i obserwowałem co będzie się działo dalej. Obiekt w końcu poruszył się lekko w prawo i powolutku podążał w tą właśnie stronę. Zaraz po tym, przestraszyłem się troszkę, ponieważ koło tego obiektu spadła spadająca gwiazda(tak jak by, tylko że bardzo mała), a gwiazd nie było jeszcze widać. Wpadłem w szok gdy zdarzyło się to drugi raz, po chwili dosłownie co parenaście sekund obok obiektu przelatywała malutka spadająca gwiazda, choć moim zdaniem nie były to gwiazdy... Nie potrafię wyjaśnić co przelatywało co chwilę koło obiektu który oglądałem, często też wytwarzały się jak by iskry, leciutkie błyśnięcia, które od razu po setnych sekundy znikały. Popatrzyłem na swojego psa, powiedziałem coś do niego i z powrotem popatrzyłem na obiekt, ku mojemu zdziwieniu wydawało mi się że przesuną się o parę dobrych centymetrów, i jest wyżej. Co się okazało miałem rację. Obserwując dalej, już nie spuszczałem go z oczu, obiekt znikał i pojawiał się kawałeczek dalej od razu, jak teleport, czarna kulka znikała i pojawiała się malutki kawałeczek dalej bez czasu na pokonanie odległości, wyszły mi ciary, a z oczu aż płyneły mi łzy z adrenaliny i podniecenia. Zawsze wiedziałem że we wszechświecie nie możemy być sami, to mnie upewniło, choć nie wykluczam że to człowiek doszedł już tak daleko w technice. Do 2019 mamy mieć już mieszkania na marsie, wiec sam już nie wiem. Potem obiekt ten stawał na dłuższy czas w miejscu, a niekiedy właśnie (teleportował się) oglądałem go do puki noc mi go nie zabrała. Wraz z nadchodzącą ciemnością obiekt było coraz mniej widoczny a w końcu znikną z ciemnością. Poszedłem do domu i opowiedziałem matuli co widziałem, odparła że to rzeczywiście bardzo dziwne zdarzenie. Za jakiś czas do domu wpadła moja siostra i mówi że widziała ufo, nie mogłem w to uwierzyć. Po jej opowieści dowiedziałem się że widziała tylko palący się obiekt, gdy zgasł nie widziała tej kuli co ja, jak ona to określiła "widziałam palące się latające ognisko"... Myślałem że to koniec na dzisiaj z emocjami, czekając na mojego kolegę który wracał z roboty, była to sobota a wiadomo jak to pracująca sobota... wiec ustawiliśmy się na jakąś banie u niego w domu. Poszedłem do niego gdy już wrócił a ten mówi że widział ufo

Przełamałem się w końcu i opisałem to u was na forum.
Dziękuje za uwagę.
Może ktoś z was widział coś podobnego i potrafi bardziej oszacować to co się stało.!