Filozofia oznacza dosłownie "umiłowanie mądrości". Określenie to i jego znaczenie pochodzi prawdopodobnie od matematyka i filozofa Pitagorasa żyjącego w VI wieku p.n.e., obecnie termin jest używany w różnych znaczeniach.
Osobiście nie za bardzo przeraża mnie to, jeżeli mam zginąć to i tak mi się umrze prędzej czy później, zamiast mysleć o końcu świata wolę się rozglądać na pasach W ogóle nie mam jakiegoś histerycznego podejścia do śmierci. Myślę, ze jednak jest jakaś dusza czy coś i tak łatwo mnie się nie zniszczy ;P A jeżeli nie ma... no trudno, i tak już nieżywy będę
A co innego reszta, oj panika będzie, że hej jakby ogłosili że "za jakiś czas będzie koniec świata prosze państwa", zamieszki, kradzieże, w ogóle rpozpierducha gwałty i takie tam. Każdy będzie chciał mieć tego "ostatniego papierosa", który nie zawsze jest takowym ćmikiem ;P
ja się smierci nieboje nieboje się piekla (raczej ) ale mam jeden lek ze jak umre to nie przejde na druga strone bo moze mnie tu trzymac np. rodzina , przywiazanie do miejsca , milosc itp. itd.
a jakbym nieprzeszla to zostaje na ziemi i dalej się mecze wiec tak jakbym nieumarla ..... no to tylko tego się boje
No właśnie, ja śmierć przyjąłem, wiem, że coś takiego istnieje i że jest nieuchronna. Mam do niej neutralne podejście. Ale znam wiele osób, któe bardzo histeryzują, dlatego jestem trochę wyobcowany ze swoimi obojętnymi poglądami na ten temat gdy z nimi rozmawiam ;P
nawet jesli się ktos boi się smierci to mi się wydaje ze to wcale niejest lek samej smierci lecz tego niewiadomego co się za nia kryje
bo przeciesz gdyby wszyscy wiedzieli co nas czeka po smierci to nikt by się jej niebal ani niemialby leków
boimy się nieznanego a nie smierci
ja tez normalnie rozmawiam na rózne tematy z moimi przyjaciulmi chociaz niekiedy (znaczy się prawie zawsze ) niedowierzaja niekiedy jak zaczniemy rozmawiac na temat duchów to zaczne mówic o oobe albo o ld i widze tylko skrzywione miny a zaraz za mina idzie komentarz ty juz niegadaj bo czegos takiego niema ... chyba ze w twojej glowie...
Wydaje mi się, że strach przed końcem świata jest zupełnie normalną sprawą. Zarówno dla wierzących jak i niewierzących jest to strach przed nieznanym ewentualnie nicością.
Swoją drogą już tyle razy zapowiadano koniec świata, że można się do tego przyzwyczaić.
ja w prawdzie strasznie boję się śmierci, ale nie boję się nadejścia końca świata. No ale przecież jak bedzie koniec świata to i tak zginę...No ale chciałbym przeżyć koniec świata niż zwyczajnie umrzeć...
Cóż, jeśli chodzi o mnie... tak, boję się. Sprecyzuję więc, zgodnie z tematem, czego dokładnie.
Boję się, że mój świat może się skończyć, zanim będę na to gotowy. Że kiedy właśnie będę świadom, że się kończy, będę także świadom, że nie zrobiłem w życiu tego co chciałem, nie udało mi się spełnić tych marzeń, tych pragnień, tych ambicji, być z kimś tyle czasu, ile pragnąłem. Boję się końca świata tak naprawdę nie dlatego, że boję się kosmitów, bomb atomowych, bólu, śmierci przez napromieniowanie, trzęsień ziemi czy komet, tylko dlatego, że boję się poczucia, że nie zdążyłem zrobić tego, czego tak zawsze pragnąłem. Nie zobaczę tych miejsc, nie przeżyję dostatecznie wielu pięknych chwil, nie poznam tego, co mogłem poznać... jestem strasznie sentymentalny i w pewnym sensie walczący, starający się poprzez dnie, jak przez ziarnka piasku, dotrzeć do tego kryształu, o którym tak marzę; dlatego też boję się końca świata, upatruję w swojej przyszłości pełnowymiarowego szczęścia, i boję się takiej właśnie świadomości 'niespełnienia', gdyby owy świat nagle znalazł swój koniec. Ale nie wierzę w 2012 rok, nie śmieję się jednak z tego... czas pokaże, jak będzie; myślę, że tak naprawdę końcem świata było by dla mnie [i napewno, dla wielu, wielu innych osób na ziemi, podobnych pod tym względem do mnie], gdybym stracił marzenia, pragnienia, a także, pewną osobę. Bo czy tak naprawdę nie mamy do czynienia z końcem świata każdego dnia? Z tym, że dotyczy on różnych ludzi wokół i wśród nas, jednostek, nie wszystkich, nie ogółu, społeczeństwa, świata... oczywiście, to zależy od osobowości każdego człowieka. Niektórzy już nie będą mieli nigdy swojego końca świata, bo żyją bez celu, bez marzeń i ambicji, z dnia na dzień, ot, zwyczajni wyjadacze chleba, myślący o tym, jak by tu wyegzystować do starości, no, i jeszcze nie umrzeć z przepracowania czy głodu. Dla nich świat już się - moim skromnym zdaniem - dawno skończył. Koniec świata to jednak nie zawsze koniec życia. Przynajmniej w tej bardziej egzystencjonalnej formie.
Strach przed końcem świata jest bardzo duży, a przecież co jakiś czas wyznaczane są daty kolejnego końca i jest on oczekiwany ze strachem i obawą. W przeszłosci było juz podawanych tyle dat owego końca świata, że można długo wymieniać. Wiele ludzi popełniło ze strachu samobójstwo, bo wiara w koniec i niechybną śmierc była u nich bardzo duża. Nie wytrzymali stresu i czekania, dlatego podjęli decyzję o przyspieszeniu tego końca i tym samym położyli kres bólowi i niepewności.
Wyznaczono kolejną datę na rok 1012, a według mnie to jest kolejna bzdura.