Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
-
- Dyskusjoholik
- Posty: 549
- Rejestracja: 2009-01-08, 18:16
Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Archeolodzy mówią o setkach ludzkich kości.
O zaginionej armii perskiego króla Kambyzesa II pisał Herodot. 50 tysięcy żołnierzy ruszyło przez egipską pustynię w 525 r. p.n.e., natrafiło na potężną burzę piaskową i słuch o nich zaginął. Aż do teraz.
Włoscy archeolodzy, Angelo i Alfredo Castiglioni twierdzą, że odnaleźli szczątki żołnierzy zaginionej armii. - Badacze szukali ich już w XIX wieku, ale większość błędnie ustaliła trasę, którą wybrali żołnierze. My przeanalizowaliśmy dziesiątki map i doszliśmy do wniosku, że armia Kambyzesa szła zupełnie innym szlakiem, prowadzącym z południa na północ - mówią w Discovery News.
Badania zajęły Włochom trzynaście lat, koniecznych było pięć ekspedycji na pustynię. Ale opłaciło się.
- 100 km od oazy Siwa znaleźliśmy pierwsze archeologiczne dowody na prawdziwość opowieści Herodota - twierdzi Castiglioni w Discovery News. Archeolodzy odkryli tam elementy perskiego uzbrojenia z brązu, srebrną bransoletę, kolczyk i ogromną liczbę ludzkich kości.
- Są tam szczątki wszystkich żołnierzy. Jesteśmy pewni - mówi. Aby to sprawdzić, potrzebne są jednak kolejne badania. - Trzeba kopać na głębokość około 5 m - dodaje Castiglioni.
źródło: deser.pl
jeszcze jest filmik: http://news.discovery.com/videos/archae ... found.html
Pozdrawiam...
O zaginionej armii perskiego króla Kambyzesa II pisał Herodot. 50 tysięcy żołnierzy ruszyło przez egipską pustynię w 525 r. p.n.e., natrafiło na potężną burzę piaskową i słuch o nich zaginął. Aż do teraz.
Włoscy archeolodzy, Angelo i Alfredo Castiglioni twierdzą, że odnaleźli szczątki żołnierzy zaginionej armii. - Badacze szukali ich już w XIX wieku, ale większość błędnie ustaliła trasę, którą wybrali żołnierze. My przeanalizowaliśmy dziesiątki map i doszliśmy do wniosku, że armia Kambyzesa szła zupełnie innym szlakiem, prowadzącym z południa na północ - mówią w Discovery News.
Badania zajęły Włochom trzynaście lat, koniecznych było pięć ekspedycji na pustynię. Ale opłaciło się.
- 100 km od oazy Siwa znaleźliśmy pierwsze archeologiczne dowody na prawdziwość opowieści Herodota - twierdzi Castiglioni w Discovery News. Archeolodzy odkryli tam elementy perskiego uzbrojenia z brązu, srebrną bransoletę, kolczyk i ogromną liczbę ludzkich kości.
- Są tam szczątki wszystkich żołnierzy. Jesteśmy pewni - mówi. Aby to sprawdzić, potrzebne są jednak kolejne badania. - Trzeba kopać na głębokość około 5 m - dodaje Castiglioni.
źródło: deser.pl
jeszcze jest filmik: http://news.discovery.com/videos/archae ... found.html
Pozdrawiam...
-
- Senior forum
- Posty: 1009
- Rejestracja: 2009-02-24, 13:49
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Ciekawy artykuł, nie powiem. Będę czekać, może znajdą coś więcej. Takie znalezisko mogłoby przynieść wiele dobrego. Jak na razie zapisy Herodota i jemu podobnych są traktowane troszkę po macoszemu. Ujawnienie szczątków armii Kambyzesa mogłoby to zmienić.
Ja znalazłam jeszcze taki link:
http://archeowiesci.wordpress.com/2009/ ... naleziona/
Ja znalazłam jeszcze taki link:
http://archeowiesci.wordpress.com/2009/ ... naleziona/
-
- Administrator
- Posty: 1961
- Rejestracja: 2007-02-19, 17:23
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Wyobrażacie to sobie ? 50 000 ludzi utonęło w piasku... Straszna tragedia.
-
- Senior forum
- Posty: 1009
- Rejestracja: 2009-02-24, 13:49
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Oni chcieli nie mniejszą tragedię zrobić. Szli to oazy Siwa do świątyni Amona. Bynajmniej nie zamierzali się tam modlić i prosić o przepowiednię...Może sam Amon się wkurzył. Próbowałam sobie wyobrazić rozmiar burzy piaskowej mogącej pochłonąć 50 tys. ludzi. Nie jest to łatwe. Zakopanie żywcem. Brrr.
-
- Dyskusjoholik
- Posty: 549
- Rejestracja: 2009-01-08, 18:16
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
50 tys. zbrojnych, to jedna z większych armi tamtych czasów. Wysłali prawie całą flotę, a ona zatonęła w piasku, nie docierając nawet do celu. Ciężka sprawa. Chyba Amon maczał w tym palce :p
-
- Tropiciel tematów
- Posty: 64
- Rejestracja: 2009-09-06, 22:00
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Ciekawe odkrycie i wsumie dosc wazne , gdyby nie ta burza los egiptu mogl by byc nieco inny .Kambyzesa musiala dotkliwie zabolec ta strata ;D tak to jest jak się igra z bogami ;p
-
- Senior forum
- Posty: 1009
- Rejestracja: 2009-02-24, 13:49
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Dotkliwie mogłaby także zaboleć świadomość, że kiedy burza piaskowa dopadła armię byli już u celu. Gdyby nie zawierucha z piasku widzieliby bez problemu oazę, która była już w zasięgu wzroku.
-
- Forumowy maniak
- Posty: 423
- Rejestracja: 2009-11-07, 19:45
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Hmm to bardzo ciekawe odkrycie, może ujawni nam więcej informacji o tym okresie i Egipcie oraz samym Królu i celu tej armii. Póki co są to tylko prawdopodobne scenariusze nieoparte żadnymi faktami.
Gdyby nie ta burza, historia potoczyła by się inaczej. Tak samo z 2001 kiedy mieli na celowniku Bin Ladena, 41 zamach na Hitlera, prorok Jezus czy też zabicie Cezara.
Kto wie przy tym ostatnim, może dzięki zapobiegnięciu temu nie było by okresu średniowiecza? Przypomnijcie sobie Imperium Rzymskie, tą kulturę, jak wyglądały miasta, ludzie... A potem jakiś tysiąc lat później czyli sam brud, syf, szczochy i łajno na ulicach, wszędzie robale, ludzie wyrzucający zawartość nocników przez okna, wizyta u doktorka kiedy przy nas umierali ludzie czy też zwykły pokój w karczmie, gdzie bez baldachimu nad łóżkiem rano mielibyśmy na twarzy robale, które spadły z sufitu.
Gdyby nie ta burza, historia potoczyła by się inaczej. Tak samo z 2001 kiedy mieli na celowniku Bin Ladena, 41 zamach na Hitlera, prorok Jezus czy też zabicie Cezara.
Kto wie przy tym ostatnim, może dzięki zapobiegnięciu temu nie było by okresu średniowiecza? Przypomnijcie sobie Imperium Rzymskie, tą kulturę, jak wyglądały miasta, ludzie... A potem jakiś tysiąc lat później czyli sam brud, syf, szczochy i łajno na ulicach, wszędzie robale, ludzie wyrzucający zawartość nocników przez okna, wizyta u doktorka kiedy przy nas umierali ludzie czy też zwykły pokój w karczmie, gdzie bez baldachimu nad łóżkiem rano mielibyśmy na twarzy robale, które spadły z sufitu.
-
- Senior forum
- Posty: 1009
- Rejestracja: 2009-02-24, 13:49
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Nie są to tylko scenariusze niepoparte faktami. Wyprawa armii Kambyzesa II jest faktem historycznym. Nie ma tu miejsca na gdybanie i przyrównywanie tego wydarzenia do innych momentów w historii. To narmalne, że gdyby coś nie nie wydarzyło to coś innegomogłoby się potoczyć inaczej. Jest to bezsensowna rozmowa na zasadzie "gdyby babcia miała wąsy".Póki co są to tylko prawdopodobne scenariusze nieoparte żadnymi faktami.
-
- Administrator
- Posty: 1961
- Rejestracja: 2007-02-19, 17:23
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Nie wiem, czy starożytność była aż taka świetlana w porównaniu ze średniowieczem. Ulice Rzymu były ciasne, brudne i niebezpieczne, nocą grasowały bandy. Słynne termy też nie były zbyt higieniczne. Podobnie było u Greków.
-
- Senior forum
- Posty: 1009
- Rejestracja: 2009-02-24, 13:49
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
teraz też nie we wszystkich łazienkach jest higiena. Ot choćby szalety publiczne . Nie mówię za 1000, ale za 100 lat nasi potomkowie będą się też śmiać w jakich warunkach my żyliśmy
-
- Forumowy maniak
- Posty: 423
- Rejestracja: 2009-11-07, 19:45
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Warsztaty Andrzeja Pilipiuka o średniowieczu:
Przekraczamy gościnnie otwarte bramy. Jeśli nie mamy przy sobie towarów nie zostaniemy zatrzymani. W przeciwnym razie skierują nas prawdopodobnie do komory celnej i na wagę... Zbliża się wieczór, po upalnym majowym dniu. Pierwszą rzeczą, którą poczujemy będzie porażający smród. Pierwszym pytaniem jakie sobie zadamy będzie: "Co tu tak śmierdzi?" Rozbijmy je na czynniki. Rynsztoki. Zapach starej uryny fermentującej sobie pomalutku na słoneczku. Nocniki wylewa się przez okno. Do rynsztoków spycha się wszelkie inne odpadki. Należy uważać żeby w to nie wdepnąć. Należy jednocześnie patrzyć pod nogi i uważać co leci z góry. Wprawdzie w większości miast były specjalne żółte godziny kiedy nocniki wylewano, ale nie zawsze tego przestrzegano. Czuć skondensowany zapach zwierzęcych odchodów. Przez miasto pędzi się bydło, stada świń, konie ciągną wozy. Wszystko to sra pod siebie. Zwłaszcza świński kał ma ogromne tendencje do nawonniania powietrza. Ludzkimi odchodami też tu jedzie - tylko jakby dyskretniej - zapachy dochodzą z bram kamienic. Czyżby ktoś tam srał? Nawet nie. Posesja miejska stanowiła przedłużenie gospodarstwa wiejskiego. Kamienica od frontu była częścią miasta - podwórze już niekoniecznie. W komórkach porykują krowi, kwiczą świnie, gdaczą kury, a obok w kącie znajduje się dół, do którego załatwiają swoje potrzeby wszyscy mieszkańcy posesji. To z niego tak jedzie. A zatem zagadka rozwiązana wracamy na ulicę.
Wiaterek z bocznej uliczki przynosi upojną woń trupiarni - mają tam swoje jatki rzeźnicy, a może to garbarze wyprawiają skóry? Na wszelki wypadek nie będziemy tam zaglądali. Chodźmy dalej - na rynek.
Woń tłumu czujemy już z daleka. Polacy byli w tym czasie dzięki wpływom wschodnim narodem stosunkowo czystym. Chętnie chodzili do łaźni, czasem nawet raz na dwa - trzy tygodnie. Uczęszczali tam także obowiązkowo przed świętami. Mimo to ich smrodek przywodzi na myśl zapach trolli z Dworca Centralnego w Warszawie. Nie ma się czemu dziwić. Epoka dezodorantów zaczęła się dopiero po II wojnie światowej...
Co tak kręci w nosie? Woń dziegciu - białej smoły destylowanej na sucho, używanej do smarowania butów. Koło kościoła znowu jakby padlina. Tym razem jednak to prawdziwy trup. Trochę za płytko zakopali...
Warto by coś przetrącić, udajmy się zatem do miłego i szykownego lokalu. Tłum spoconych jegomościów oblewa swoje interesy, nie będziemy im przeszkadzać. Wolny stolik, drewniana ława. Blat lepi się od brudu, ale nie martwmy się tym - możemy rozłożyć własny obrus. Co tak piecze w oczy? Dym z kuchni. Obsługi coś nie widać zatem pofatygujmy się sami. Paleniska znajdują się na nalepach - czymś w rodzaju stołów wymurowanych z cegieł. Garnki stawia się bezpośrednio na podłożu i okłada chrustem naokoło. Płonące szczapki powoli podnoszą temperaturę zawartości. Obok widać jeszcze patelnię - glinianą michę na trzech nóżkach... Menu nie jest specjalnie wyszukane, kartofle jeszcze do Polski nie dotarły, bierzemy kaszę ze skwarkami i kapustę. Aha. Obowiązują własne sztućce. Kasza jest ciut niedogotowana, ale to nic, przeżyjemy. Skwarki podejrzanie zajeżdżają zjełczałą słoniną. Cóż w tej epoce nie ma jeszcze lodówek, a w taki upał wszystko się psuje. To może coś innego? Ryby nie polecam. Przywozi się je zasolone w beczkach, podróż trwa z reguły trzy-cztery tygodnie... Gliniana lub drewniana miska trochę się lepi i trochę śmierdzi. Tłuszcz dostał się w pory i teraz jełczeje. Ług jest zbyt drogi by myć nim zastawę. Warto czymś ugasić pragnienie. Do wyboru mamy wodę ze studni i piwo. No to może piwo? Mętne gęste, gorzkie, kwaśne... Ale bezpieczniejsze to niż woda. Wprawdzie przepisy zabraniają kopania dołów kloacznych w pobliżu studni sąsiadów, ale czasem coś przesiąknie...
Zostaniemy tu kilka dni wiec pora wynająć pokój w zajeździe. Akurat jest miejsce. Czteroosobowe lokum, dwa łóżka, będziemy spać z jakimś obcym facetem, ale nie mamy się czego obawiać - w tej epoce homoseksualizm karany jest śmiercią, więc nic nam z jego strony nie grozi... może poza wonią czosnku i niemytego ciała. Coś jednak nie daje spać. Drapie, gryzie, swędzi... W świetle kaganka zanalizujmy co też ciekawego drepta po łóżku. Małe, białe, podobne do kalafiorków to wszy. Bytują sobie w szwach ubrania. Żywią się nasza krwią przenoszą tyfus i ze dwadzieścia innych chorób. Dzielą się na dwa rodzaje pospolite i łonowe, ale ponieważ nie odwiedziliśmy jeszcze domu uciech, prawdopodobnie to te pierwsze.
Wszy przydadzą nam się gdybyśmy chcieli zostać tu dłużej i uwieść jakaś pannę. Wzajemne iskanie tego draństwa z włosów jest tu zabawą o silnym wydźwięku erotycznym. Ej, nie wymiotujcie na swój komputer, może się wam jeszcze przydać.
Czarny skaczący drobiazg to oczywiście pchła ludzka. Płaskie brązowe paskudztwa to pluskwy, mieszkające w szparach łóżka. Małe jakby kropelki krwi na nóżkach to ich dzieci. Jak z draństwem walczyć? Wszy rozgniata się miedzy paznokciami. Podobnie młode pluskwy. Dorosłe osobniki posiadają jednak znaczną wytrzymałość na urazy. Kładziemy je na stole i rozwałkowujemy butelką. Dość tej zabawy pora wreszcie spać. Nad łóżkiem jest baldachim. To bardzo miłe, w nocy nie będą nam robale spadać na twarz... Co znowu? Chcecie iść do właściciela z awanturą o to robactwo? Wolne żarty. Wszy i pchły ma tu każdy. Pluskwy trafiają się nawet w płacach. Gdybyśmy zarazili się świerzbem - o to byłby powód do wszczynania awantury...
I znowu mamy dzień. Coś jednak po wczorajszej kolacji zaległo na żołądku. Zawroty głowy, gorączka... Ups i leżymy na ziemi. Sraczka, totalne wymioty, ani chybi czerwonka. Oczywiście nie poleżymy długo w błocie, to epoka cywilizowana. I już dwaj pachołkowie miejscy odstawiają nas do szpitala. Nie zabraliście książeczki usług medycznych? A co za problem? Opieka zasadniczo jest bezpłatna. Ale jeśli zapłacimy będzie im miło...
Ładna sala na sześćdziesięciu chorych, prycze wąskie jak w obozie koncentracyjnym, śmierdzi potwornie, ale ból żołądka zagłusza wszystko. Zaraz pojawia się felczer i zbadawszy nas pobieżnie aplikuje zagadkowo pachnącą miksturę, po której ból przechodzi jak ręką odjął, a we łbie zaczyna się kręcić. Co nam zaaplikowano? Wywar z niedojrzałych makówek. Świetny środek przeciwbólowy na niemal wszystkie dolegliwości, działa niestety tylko objawowo. Dlaczego przestało boleć? Ano ten specyfik w składzie przypomina kompot narkomanów - zawiera do 25% czystej heroiny. Ale nie martwcie się jest znacznie bardziej toksyczny niż produkty narkomanów, więc nie pożyjecie dość długo by miało to większe znaczenie.
Zrobiło się błogo, nic nie śmierdzi, przestał nam przeszkadzać fakt, że leżymy we własnych gównach. Przyjdą zakonnicy opiekujący się chorymi, podłożą nam świeżą słomę. A zatem pora nawiązać znajomości.
Sąsiad po lewej właśnie wykańcza się na gruźlicę. Sąsiad po prawej odwalił kitę i szczury obgryzają mu palce u nóg. Naprzeciw felczer aplikuje staruszkowi kompocik z maku - dziadek cierpi na ból zębów. Zostały mu tylko cztery lub pięć, ale na skutek wieloletniego spożywania mąki mielonej na żarnach, zeszlifował zęby prawie do dziąseł i teraz bolą go otwarte komory. Zresztą wdało się już zakażenie i niedługo wykituje.
Obok chorych jest tu cała masa emerytów, ci którzy jeszcze jakoś łażą, co rano idą na miasto kwestować na utrzymanie szpitala. Dostają też przeterminowane produkty, które trafią do szpitalnego kotła. Przeterminowane oczywiście wedle tutejszych norm, niewiele mających wspólnego z ISO 2000. "Zdrowsze ubóstwo usługuje mdłemu".
Jedna ściana sali wychodzi na kaplicę. Rozmowy milkną, zaraz zacznie się msza w intencji księcia pana, który zasponsorował nam opiekę medyczną... Dobra, zaraz po nabożeństwie znikamy z tej dziury, zanim gryzące nas wszy towarzyszy niedoli zrażą nas czymś naprawdę poważnym.
Jak więc widzicie przy pisaniu dzieł historyczno przygodowych, jeśli stawiamy na realizm uwzględnić musimy wiedzę, której raczej nie znajdziemy w podręcznikach...
Według mnie nadal jest to cofnięcie się wstecz.
Przekraczamy gościnnie otwarte bramy. Jeśli nie mamy przy sobie towarów nie zostaniemy zatrzymani. W przeciwnym razie skierują nas prawdopodobnie do komory celnej i na wagę... Zbliża się wieczór, po upalnym majowym dniu. Pierwszą rzeczą, którą poczujemy będzie porażający smród. Pierwszym pytaniem jakie sobie zadamy będzie: "Co tu tak śmierdzi?" Rozbijmy je na czynniki. Rynsztoki. Zapach starej uryny fermentującej sobie pomalutku na słoneczku. Nocniki wylewa się przez okno. Do rynsztoków spycha się wszelkie inne odpadki. Należy uważać żeby w to nie wdepnąć. Należy jednocześnie patrzyć pod nogi i uważać co leci z góry. Wprawdzie w większości miast były specjalne żółte godziny kiedy nocniki wylewano, ale nie zawsze tego przestrzegano. Czuć skondensowany zapach zwierzęcych odchodów. Przez miasto pędzi się bydło, stada świń, konie ciągną wozy. Wszystko to sra pod siebie. Zwłaszcza świński kał ma ogromne tendencje do nawonniania powietrza. Ludzkimi odchodami też tu jedzie - tylko jakby dyskretniej - zapachy dochodzą z bram kamienic. Czyżby ktoś tam srał? Nawet nie. Posesja miejska stanowiła przedłużenie gospodarstwa wiejskiego. Kamienica od frontu była częścią miasta - podwórze już niekoniecznie. W komórkach porykują krowi, kwiczą świnie, gdaczą kury, a obok w kącie znajduje się dół, do którego załatwiają swoje potrzeby wszyscy mieszkańcy posesji. To z niego tak jedzie. A zatem zagadka rozwiązana wracamy na ulicę.
Wiaterek z bocznej uliczki przynosi upojną woń trupiarni - mają tam swoje jatki rzeźnicy, a może to garbarze wyprawiają skóry? Na wszelki wypadek nie będziemy tam zaglądali. Chodźmy dalej - na rynek.
Woń tłumu czujemy już z daleka. Polacy byli w tym czasie dzięki wpływom wschodnim narodem stosunkowo czystym. Chętnie chodzili do łaźni, czasem nawet raz na dwa - trzy tygodnie. Uczęszczali tam także obowiązkowo przed świętami. Mimo to ich smrodek przywodzi na myśl zapach trolli z Dworca Centralnego w Warszawie. Nie ma się czemu dziwić. Epoka dezodorantów zaczęła się dopiero po II wojnie światowej...
Co tak kręci w nosie? Woń dziegciu - białej smoły destylowanej na sucho, używanej do smarowania butów. Koło kościoła znowu jakby padlina. Tym razem jednak to prawdziwy trup. Trochę za płytko zakopali...
Warto by coś przetrącić, udajmy się zatem do miłego i szykownego lokalu. Tłum spoconych jegomościów oblewa swoje interesy, nie będziemy im przeszkadzać. Wolny stolik, drewniana ława. Blat lepi się od brudu, ale nie martwmy się tym - możemy rozłożyć własny obrus. Co tak piecze w oczy? Dym z kuchni. Obsługi coś nie widać zatem pofatygujmy się sami. Paleniska znajdują się na nalepach - czymś w rodzaju stołów wymurowanych z cegieł. Garnki stawia się bezpośrednio na podłożu i okłada chrustem naokoło. Płonące szczapki powoli podnoszą temperaturę zawartości. Obok widać jeszcze patelnię - glinianą michę na trzech nóżkach... Menu nie jest specjalnie wyszukane, kartofle jeszcze do Polski nie dotarły, bierzemy kaszę ze skwarkami i kapustę. Aha. Obowiązują własne sztućce. Kasza jest ciut niedogotowana, ale to nic, przeżyjemy. Skwarki podejrzanie zajeżdżają zjełczałą słoniną. Cóż w tej epoce nie ma jeszcze lodówek, a w taki upał wszystko się psuje. To może coś innego? Ryby nie polecam. Przywozi się je zasolone w beczkach, podróż trwa z reguły trzy-cztery tygodnie... Gliniana lub drewniana miska trochę się lepi i trochę śmierdzi. Tłuszcz dostał się w pory i teraz jełczeje. Ług jest zbyt drogi by myć nim zastawę. Warto czymś ugasić pragnienie. Do wyboru mamy wodę ze studni i piwo. No to może piwo? Mętne gęste, gorzkie, kwaśne... Ale bezpieczniejsze to niż woda. Wprawdzie przepisy zabraniają kopania dołów kloacznych w pobliżu studni sąsiadów, ale czasem coś przesiąknie...
Zostaniemy tu kilka dni wiec pora wynająć pokój w zajeździe. Akurat jest miejsce. Czteroosobowe lokum, dwa łóżka, będziemy spać z jakimś obcym facetem, ale nie mamy się czego obawiać - w tej epoce homoseksualizm karany jest śmiercią, więc nic nam z jego strony nie grozi... może poza wonią czosnku i niemytego ciała. Coś jednak nie daje spać. Drapie, gryzie, swędzi... W świetle kaganka zanalizujmy co też ciekawego drepta po łóżku. Małe, białe, podobne do kalafiorków to wszy. Bytują sobie w szwach ubrania. Żywią się nasza krwią przenoszą tyfus i ze dwadzieścia innych chorób. Dzielą się na dwa rodzaje pospolite i łonowe, ale ponieważ nie odwiedziliśmy jeszcze domu uciech, prawdopodobnie to te pierwsze.
Wszy przydadzą nam się gdybyśmy chcieli zostać tu dłużej i uwieść jakaś pannę. Wzajemne iskanie tego draństwa z włosów jest tu zabawą o silnym wydźwięku erotycznym. Ej, nie wymiotujcie na swój komputer, może się wam jeszcze przydać.
Czarny skaczący drobiazg to oczywiście pchła ludzka. Płaskie brązowe paskudztwa to pluskwy, mieszkające w szparach łóżka. Małe jakby kropelki krwi na nóżkach to ich dzieci. Jak z draństwem walczyć? Wszy rozgniata się miedzy paznokciami. Podobnie młode pluskwy. Dorosłe osobniki posiadają jednak znaczną wytrzymałość na urazy. Kładziemy je na stole i rozwałkowujemy butelką. Dość tej zabawy pora wreszcie spać. Nad łóżkiem jest baldachim. To bardzo miłe, w nocy nie będą nam robale spadać na twarz... Co znowu? Chcecie iść do właściciela z awanturą o to robactwo? Wolne żarty. Wszy i pchły ma tu każdy. Pluskwy trafiają się nawet w płacach. Gdybyśmy zarazili się świerzbem - o to byłby powód do wszczynania awantury...
I znowu mamy dzień. Coś jednak po wczorajszej kolacji zaległo na żołądku. Zawroty głowy, gorączka... Ups i leżymy na ziemi. Sraczka, totalne wymioty, ani chybi czerwonka. Oczywiście nie poleżymy długo w błocie, to epoka cywilizowana. I już dwaj pachołkowie miejscy odstawiają nas do szpitala. Nie zabraliście książeczki usług medycznych? A co za problem? Opieka zasadniczo jest bezpłatna. Ale jeśli zapłacimy będzie im miło...
Ładna sala na sześćdziesięciu chorych, prycze wąskie jak w obozie koncentracyjnym, śmierdzi potwornie, ale ból żołądka zagłusza wszystko. Zaraz pojawia się felczer i zbadawszy nas pobieżnie aplikuje zagadkowo pachnącą miksturę, po której ból przechodzi jak ręką odjął, a we łbie zaczyna się kręcić. Co nam zaaplikowano? Wywar z niedojrzałych makówek. Świetny środek przeciwbólowy na niemal wszystkie dolegliwości, działa niestety tylko objawowo. Dlaczego przestało boleć? Ano ten specyfik w składzie przypomina kompot narkomanów - zawiera do 25% czystej heroiny. Ale nie martwcie się jest znacznie bardziej toksyczny niż produkty narkomanów, więc nie pożyjecie dość długo by miało to większe znaczenie.
Zrobiło się błogo, nic nie śmierdzi, przestał nam przeszkadzać fakt, że leżymy we własnych gównach. Przyjdą zakonnicy opiekujący się chorymi, podłożą nam świeżą słomę. A zatem pora nawiązać znajomości.
Sąsiad po lewej właśnie wykańcza się na gruźlicę. Sąsiad po prawej odwalił kitę i szczury obgryzają mu palce u nóg. Naprzeciw felczer aplikuje staruszkowi kompocik z maku - dziadek cierpi na ból zębów. Zostały mu tylko cztery lub pięć, ale na skutek wieloletniego spożywania mąki mielonej na żarnach, zeszlifował zęby prawie do dziąseł i teraz bolą go otwarte komory. Zresztą wdało się już zakażenie i niedługo wykituje.
Obok chorych jest tu cała masa emerytów, ci którzy jeszcze jakoś łażą, co rano idą na miasto kwestować na utrzymanie szpitala. Dostają też przeterminowane produkty, które trafią do szpitalnego kotła. Przeterminowane oczywiście wedle tutejszych norm, niewiele mających wspólnego z ISO 2000. "Zdrowsze ubóstwo usługuje mdłemu".
Jedna ściana sali wychodzi na kaplicę. Rozmowy milkną, zaraz zacznie się msza w intencji księcia pana, który zasponsorował nam opiekę medyczną... Dobra, zaraz po nabożeństwie znikamy z tej dziury, zanim gryzące nas wszy towarzyszy niedoli zrażą nas czymś naprawdę poważnym.
Jak więc widzicie przy pisaniu dzieł historyczno przygodowych, jeśli stawiamy na realizm uwzględnić musimy wiedzę, której raczej nie znajdziemy w podręcznikach...
Według mnie nadal jest to cofnięcie się wstecz.
-
- Nowa Krew
- Posty: 5
- Rejestracja: 2010-05-22, 14:25
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
Cóż, Kambyzes to nie liberalny Cyrus Wielki, zapewne chciał świątynię zrównać z ziemią. Z drugiej wszakże strony, skoro zajął Egipt, to musiał zająć cały, by mu się w tej oazie nie narodził drugi Kamose.DanaS pisze:Oni chcieli nie mniejszą tragedię zrobić. Szli to oazy Siwa do świątyni Amona. Bynajmniej nie zamierzali się tam modlić i prosić o przepowiednię...
-
- Nowicjusz
- Posty: 25
- Rejestracja: 2010-05-02, 18:02
Re: Legendarna zaginiona armia odnaleziona na Saharze...
aż dostałam gęsiej skórki...