autor: Spooky Fox » 2013-08-26, 16:33
Co do obozów zagłady - dusze raczej zostają tam, gdzie na przykład mieszkały. No i stronią one w pewnym sensie od tłumów. Dlatego wątpię, żeby w Oświęcimiu na przykład, czy w Majdanku, można było coś znaleźć.
Chociaż nie mówię, że nie. Pamiętam jak dziś, jak w wieku bodajże lat 14 czy 15 byłem z moim tatą w Oświęcimiu po raz pierwszy. Pamiętam również, jak zeszliśmy do celi, w której zakatowany zmarł Maksymilian Maria Kolbe. To uczucie, które mną zawładnęło będzie ze mną do końca życia. Mimo, że człowiek nie chciał, to coś pchało go do tej celi. Różne myśli, dziwne zachowanie i cała ta autentycznie przytłaczająca człowieka otoczka. Być może samo miejsce (ciemno, pod ziemią, wilgotno itp) od razu człowieka ostrzega, ale wierzę, że jakby przejść się tam chociażby by zbadać EMF, to wskaźniki by szalały.
No i jeszcze przypomnę motyw, który nie raz już tutaj opisywałem. W 1997 mój tato dostał nowy samochód służbowy - z wysłużonego, starego, zgrzybiałego, jednak pięknego Żuka, przesiadł się do nówki sztuki Lublina II. Bodajże w tym samym roku (bądź rok później) byłem z nim w trasie. Nie pamiętam gdzie to dokładnie było (tato mówił tylko, że to się nazywa Psie Pole, ale chyba nie to znane takie, tylko jeszcze inne, nie wiem na 100%). Wiem tylko, że droga była typowo boczna (wąska, dużo zakrętów, wieś co jakieś 10-15 kilometrów). No i pomiędzy jedną wsią, a drugą na polu widzę stary czołg z okresu II WŚ. Oczywiście było troszkę czasu, więc zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć owy czołg. Na polach tych, w czasie II WŚ rozegrała się jakaś bitwa i mnóstwo żołnierzy tam zginęło. Chyba z godzinę żeśmy łazili po polach, oczywiście posiedziałem w czołgu i przyszła pora na odjazd. A tu ni chu chu...samochód nie pali i koniec. Kluczyk w stacyjce, silnik próbuje coś tam kręcić (teraz wiem, że np akumulator to nie był), a samochód jak nie palił tak nie pali. Rozkminka. Oczywiście tato wielce wierzący, więc zmówił coś w stylu "wieczny odpoczynek racz im dać panie", a samochód po dwóch-trzech minutach odpalił już normalnie. Rzecz dziwna i wiem (pamiętam), że ani przedtem, ani potem takie rzeczy z samochodem się nie działy. Oczywiście wiara nie ma tutaj dużo do rzeczy. Równie dobrze mógłbym się pomodlić o spokój dusz do Allacha czy innego Buddy i pewnie by pomogło, ale jasnym jest, że tam coś było, co chciało się pokazać.
Wiele bym dał, żeby przypomnieć sobie gdzie to było. Gdybym tylko wiedział, na pewno zrobiłbym wszystko, żeby przebadać tamtą sytuację, bo pewien jestem, że coś by się znalazło.
Co do obozów zagłady - dusze raczej zostają tam, gdzie na przykład mieszkały. No i stronią one w pewnym sensie od tłumów. Dlatego wątpię, żeby w Oświęcimiu na przykład, czy w Majdanku, można było coś znaleźć.
Chociaż nie mówię, że nie. Pamiętam jak dziś, jak w wieku bodajże lat 14 czy 15 byłem z moim tatą w Oświęcimiu po raz pierwszy. Pamiętam również, jak zeszliśmy do celi, w której zakatowany zmarł Maksymilian Maria Kolbe. To uczucie, które mną zawładnęło będzie ze mną do końca życia. Mimo, że człowiek nie chciał, to coś pchało go do tej celi. Różne myśli, dziwne zachowanie i cała ta autentycznie przytłaczająca człowieka otoczka. Być może samo miejsce (ciemno, pod ziemią, wilgotno itp) od razu człowieka ostrzega, ale wierzę, że jakby przejść się tam chociażby by zbadać EMF, to wskaźniki by szalały.
No i jeszcze przypomnę motyw, który nie raz już tutaj opisywałem. W 1997 mój tato dostał nowy samochód służbowy - z wysłużonego, starego, zgrzybiałego, jednak pięknego Żuka, przesiadł się do nówki sztuki Lublina II. Bodajże w tym samym roku (bądź rok później) byłem z nim w trasie. Nie pamiętam gdzie to dokładnie było (tato mówił tylko, że to się nazywa Psie Pole, ale chyba nie to znane takie, tylko jeszcze inne, nie wiem na 100%). Wiem tylko, że droga była typowo boczna (wąska, dużo zakrętów, wieś co jakieś 10-15 kilometrów). No i pomiędzy jedną wsią, a drugą na polu widzę stary czołg z okresu II WŚ. Oczywiście było troszkę czasu, więc zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć owy czołg. Na polach tych, w czasie II WŚ rozegrała się jakaś bitwa i mnóstwo żołnierzy tam zginęło. Chyba z godzinę żeśmy łazili po polach, oczywiście posiedziałem w czołgu i przyszła pora na odjazd. A tu ni chu chu...samochód nie pali i koniec. Kluczyk w stacyjce, silnik próbuje coś tam kręcić (teraz wiem, że np akumulator to nie był), a samochód jak nie palił tak nie pali. Rozkminka. Oczywiście tato wielce wierzący, więc zmówił coś w stylu "wieczny odpoczynek racz im dać panie", a samochód po dwóch-trzech minutach odpalił już normalnie. Rzecz dziwna i wiem (pamiętam), że ani przedtem, ani potem takie rzeczy z samochodem się nie działy. Oczywiście wiara nie ma tutaj dużo do rzeczy. Równie dobrze mógłbym się pomodlić o spokój dusz do Allacha czy innego Buddy i pewnie by pomogło, ale jasnym jest, że tam coś było, co chciało się pokazać.
Wiele bym dał, żeby przypomnieć sobie gdzie to było. Gdybym tylko wiedział, na pewno zrobiłbym wszystko, żeby przebadać tamtą sytuację, bo pewien jestem, że coś by się znalazło.