Czy ktoś mi powie czego mogłem doświadczyć?
: 2016-05-12, 09:34
Witajcie, chciałbym abyście pomogli mi rozszyfrować z kim miałem styczność w niżej opisanej sytuacji:
Byłem na wakacjach w Augustowie, dokładniej mieliśmy wynajęty domek w Puszczy Augustowskiej, przyczółek nazywa się Strękowizna.
Jednego dnia poszliśmy z moją byłą dziewczyną i jej siostrą do lasu na jagody, było to koło godziny 17-18.
Nie wchodziliśmy głęboko w las, cały czas przebywaliśmy w miarę blisko drogi tak by się nie zgubić. Chodziliśmy i zbieraliśmy owe jagody dłuższą chwilę i wtem nagle w lesie zrobiło się cicho, ptaki przestały śpiewać, wiatr ustał w dodatku zrobił się straszna duchota. Byłem zdezorientowany całą tą sytuacją przez chwile obserwowaliśmy teren dookoła. Jakieś 10-12 metrów lekko na prawo od nas znajdował się "zakręt" z paproci, który ciągnął się ładnych kilkanaście metrów. W pewnym momencie zaczęły się one ruszać tak jakby ktoś skradał się do nas, raczej to nie zwierzę albo inaczej coś co ciężarem mogło przypominać dorosłego człowieka. Bynajmniej tak wydawało mi się po szeleszczeniu i odgłosach, które stamtąd dochodziły. To "coś" zbliżało się w miarę szybko ale próbując namierzyć ten twór czy cokolwiek to było nie widziałem nic, totalnie nic a paprocie w danym miejscu się ruszały. Tylko w tym miejscu. Prawie biegiem wyszliśmy na drogę, podczas ucieczki czuliśmy jakby to coś goniło i gdy już byliśmy na drodze zrobiwszy maks. 5 kroków obróciliśmy się ale nic nie było. Ptaki zaczęły na nowo śpiewać i zrobił się przyjemny wiaterek.
Do tej pory nie udało mi się logicznie wytłumaczyć co to było.
W lesie nie daleko domku gdzie spędzaliśmy wakacje znajdował się grób nie znanego radzieckiego żołnierza z I lub II wojny, było też pełno okopów w okolicy ale nie wiem czy to ma jakiś związek ze sprawą.
Liczę, że ktoś pomoże mi znaleźć logiczne wytłumaczenie zaistniałej sytuacji.
Pozdrawiam forumowiczów.
Byłem na wakacjach w Augustowie, dokładniej mieliśmy wynajęty domek w Puszczy Augustowskiej, przyczółek nazywa się Strękowizna.
Jednego dnia poszliśmy z moją byłą dziewczyną i jej siostrą do lasu na jagody, było to koło godziny 17-18.
Nie wchodziliśmy głęboko w las, cały czas przebywaliśmy w miarę blisko drogi tak by się nie zgubić. Chodziliśmy i zbieraliśmy owe jagody dłuższą chwilę i wtem nagle w lesie zrobiło się cicho, ptaki przestały śpiewać, wiatr ustał w dodatku zrobił się straszna duchota. Byłem zdezorientowany całą tą sytuacją przez chwile obserwowaliśmy teren dookoła. Jakieś 10-12 metrów lekko na prawo od nas znajdował się "zakręt" z paproci, który ciągnął się ładnych kilkanaście metrów. W pewnym momencie zaczęły się one ruszać tak jakby ktoś skradał się do nas, raczej to nie zwierzę albo inaczej coś co ciężarem mogło przypominać dorosłego człowieka. Bynajmniej tak wydawało mi się po szeleszczeniu i odgłosach, które stamtąd dochodziły. To "coś" zbliżało się w miarę szybko ale próbując namierzyć ten twór czy cokolwiek to było nie widziałem nic, totalnie nic a paprocie w danym miejscu się ruszały. Tylko w tym miejscu. Prawie biegiem wyszliśmy na drogę, podczas ucieczki czuliśmy jakby to coś goniło i gdy już byliśmy na drodze zrobiwszy maks. 5 kroków obróciliśmy się ale nic nie było. Ptaki zaczęły na nowo śpiewać i zrobił się przyjemny wiaterek.
Do tej pory nie udało mi się logicznie wytłumaczyć co to było.
W lesie nie daleko domku gdzie spędzaliśmy wakacje znajdował się grób nie znanego radzieckiego żołnierza z I lub II wojny, było też pełno okopów w okolicy ale nie wiem czy to ma jakiś związek ze sprawą.
Liczę, że ktoś pomoże mi znaleźć logiczne wytłumaczenie zaistniałej sytuacji.
Pozdrawiam forumowiczów.