Jednakże niezwykłe wydarzenia związane z tymże statkiem rozpoczęły się dopiero 4 grudnia, kiedy to na swej drodze spotkał się on z płynącym z Ameryki do Europy angielskim statkiem Dei Gratia.
Dostrzegając Marie Celeste, kapitan Dei Gratii David Moorehouse'a ruszył za statkiem w pogoń, a w końcu wysłał na statek szalupę z drugim oficerem Oliverem Deveau i dwoma marynarzami.
Jak się okazało na statku handlowym nie znaleziono ani żywej istoty, nie wyglądał on również by został obrabowany albowiem cały ładunek był w nienaruszonym stanie.
Nie zastanawiając dłużej kapitan Moorehous'a obsadził połowe swej załogi
w Marie Celeste i przypłynął do Gibraltaru licząc na nagrodę za odnalezienie opuszczonego statku od jego właściciela, lecz ten odmówił zapłaty rzucając oskarżenia iż to Moorehous'a załoga z chęci zysku wymordowała wszystkich na Marie Celeste.
Zaczęto więc prowadzić śledztwa, dzięki którym zaczęły wychodzić na jaw coraz to inne, a zarazem co raz dziwniejsze okoliczności zniknięcia całej załogi.
Znaleziono przeróżne zapiski z rejsu statku, ostatni był z godz. 8 rano 25 listopada i wynikał on, że cała załoga opuściła statek w ciągu 9 dni, lecz z zeznań załogi Dei Gratia, którzy jako pierwsi weszli na pokład, sprawiał on wrażenie opuszczonego w ciągu paru godzin, a nie dni.
Na pokładzie znaleziono suszącą się bieliznę, a nawet co później wyszło na jaw, żywego wcale nie wychudzonego kota.
Niewypalone fajki, niedopite herbaty w kajutach załogi, rozłożone mapy, a nawet kosztowności takie jak złoty zegarek, pokaźne sumy pieniędzy, biżuterie, wszystko to wskazywało na to że rzekoma ewakuacja statku była przeprowadzona w błyskawicznym tępie.
Nie wykryto również jakiegokolwiek napadu, brak zniszczeń, śladów walki, zabrano jedynie papiery statku, chronometr, sekstans, a pozostały dobytek pozostał.
Ponoć na Marie Celeste znajdowała się 10- osobowa załoga wraz z dowódcą kpt. Briggsem jego córką i żoną, podejrzewano iż wszyscy musieli przesiąść się do jakieś kajuty, ale jakiej, albowiem cały sprzęt ratowniczy statku pozostał w pełnym komplecie na pokładzie.
Dalsze badania i śledztwa wykazały iż w kajucie kapitana znaleziono szpadę z brunatnymi śladami, jednak stwierdzono, że to nie była krew.
Dokładne oględziny statku wykazały pewne głębokie nacięcie na prawym boku kadłuba, którego pochodzenia nie udało się ustalić, oraz z obu stron kadłuba na wysokości 0,5 m nad linią wody, ślady zadrapania, jakby statek trafił pomiędzy nożyce. Te niewielkie uszkodzenia mogłyby sugerować o zderzeniu Marie Celeste z jakimś obiektem, lecz w żadnym wypadku nie mogły tłumaczyć panicznej ucieczki całej załogi.
Statek nie tylko bez żadnych problemów dopłynął do Europy, ale po remoncie pływał jeszcze przez dwanaście lat, aż wreszcie całkowicie osiadł na mieliźnie w Haiti.
Jak więc wytłumaczyć dziwny los Marie Celeste, który trwa już pęłno sto lat?
Wielu nad tym się zastanawiało, próbowało wyjaśnić, jednak zadziwiająca historia Marie Celeste nie jest jedyną o tajemniczych zniknięciach załogi.
W 1850 roku, u wybrzeży amerykańskich, niedaleko Newport wydarzył się wypadek równie niezwykły, rybacy pewnej nadbrzeżnej wioski przy pięknej słonecznej pogodzie zauważyli statek z rozpiętymi żaglami, który płynął prosto na brzeg. Mimo sygnału ostrzeżenia statek nie zmienił kursu, aż osiadł na mieliznach. Kiedy rybacy dostali się na pokład statku o nazwie Seabord zobaczyć co się dzieje, okazało się iż na pokładzie nie ma nikogo prócz żywego psa. Bryg był w nienaruszonym idealnym stanie, nie było śladów walki, żadnych uszkodzeń, a w kuchni znaleziono przygotowany obiad dla załogi, tylko...nie było załogi.
Z niewiadomych powodów cała załoga Seabordu opuściła swój sprawny statek najprawdopodobniej na krótko przed dopłynięciem do brzegu i nigdy już nie znaleziono żadnego z jej członków, ani żywego, ani martwego.
W 1855 roku parowiec płynący po Atlantyku Maraton, napotkał na swej drodze pozbawiony załogi żaglowiec o nazwie James B. Chester. Po wejściu na opuszczony statek marynarzy z Maraton, stwierdzono iż panuje na nim kompletny nieład, nie odkryli jednak żadnych uszkodzeń, lub innych przyczyn , dla których statek opuszczono. Znaleziono dostateczne zapasy wody, jedzenia, nienaruszony ładunek, co wykluczyło atak piratów, ale załoga przed opuszczeniem wzięła kompas, papiery statku i praktycznie bez powodu go opuściła.
Rok 1883, pracownicy latarni morskiej, znajdującej się u zachodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych ujrzeli płynący wzdłuż wybrzeża statek. Na ich oczach statek szerokim łukiem skręcił i osiadł na mieliznach. Wysłano więc łódź z załogą, jak się później okazało na statku nie było ani żywego ducha, żadnych śladów paniki, księga pokładowa doprowadzona była do ostatniego dnia, a wszystkie łodzie ratunkowe były na swych miejscach.
W 1917 roku w czasie pierwszej wojny światowej w pobliżu Cherbourga odkryto statek handlowy bez załogi Zebrine, podejrzewano atak piratów, lecz na pokładzie nie znaleziono żadnych śladów walk, czy choćby jakichkolwiek śladów piratów.
Na przełomie lat 1920-21 na północnym Atlantyku zniknęło bez śladu i żadnych sygnałów SOS trzynaście statków z czego jeden został odnaleziony, żaglowiec Carol A. Deering, który osiadł na mieliźnie, również pozbawiony załogi.
1929 roku przy wybrzeżach Kornwalii osiadł na mieliźnie kursujący od lat statek Eltham, oczywiście bez załogi. Przeprowadzone badania statku nie potrafiły wykryć na nim żadnych uszkodzeń, które mogły by wytłumaczyć opuszczenia go przez ludzi.
W 1944 u brzegu Florydy natrafiono na opuszczony statek kubański Rubicon, zaś na północy Atlatnyku- francuski kurier Belle Isle.
7 lutego 1953 roku w zatoce Bengalskiej angielski statek Ranee natknął się na pozbawiony załogi motorowiec Holuch. I tu nie znaleziono żadnych uszkodzeń, awarii, idealny porządek, dobrze funkcjonujący nadajnik radiowy, który jednak żadnej wieści od opuszczającej załogi nie przekazał.
Podobna zagadkowa historia wydarzyła się w 1955 z towarowcem Dżaita, który to wypłynął z portu Apia i w ciągu dwóch dni miał dopłynąć do archipelagu Tokelau, nigdy to nie nastąpiło. Po 38 dniach poszukiwań odnaleziono wrak bez załogi na Oceanie Spokojnym w pobliży wysp Fidżi
Nie znaleziono żadnych powodów opuszczenia go przez ludzi, jedynie co znaleziono w burcie statku wysoko nad linią wody niewielki otwór, jakby zadrapanie bardzo podobne jakie miało miejsce na Marii Celeste.
Niezwykła przygoda przytrafiła się również kapitanowi Bakerowi 20 sierpnia 1881 rok, który to płynął z Anglii do Stanów Zjednoczonych swoim statkiem Ellen Austin. Jego załoga dostrzegła na horyzoncie dryfujący trzymasztowy szkuner, uznając iż statek najprawdopodobniej jest opuszczony postanowili doprowadzić znalezisko do portu, licząc na wynagrodzenie. Kiedy Baker osobiście z czterema marynarzami wybrał się na pokład okazało się że statek jest w ogólnym dobrym stanie technicznym, podobnie jak jego ładunek, cenne drzewo hebanowe, lecz po samej załodze nie zostało ani śladu. Kapitan postanowił doprowadzić statek do Stanów Zjednoczonych obsadzając na pokładzie jednego swojego kapitana wraz z 7 marynarzami, obydwa więc statki w niewielkiej odległości od siebie ruszyły w drogę.
Przez dwa dni rejs przebiegał spokojnie, ale 22 sierpnia rozszalał się sztorm, w trakcie którego załoga Ellen Austin straciła z oczu holowany statek.
Kiedy następnego dnia dostrzeżono statek, znów bezradnie dryfował, zaniepokojony Baker wysłał szalupę z marynarzami, którzy po oględzinach statku stwierdzili iż nadaje się on do dalszej żeglugi, ale po pozostawionych na nim marynarzach nie ma ani śladu.
Pokonując wzrastający opór zabobonnej załogi Baker raz jeszcze wysłał na statek pięciu członków swojej załogi, tym razem mieli płynąć nie więcej jak 100 m od siebie, co pół godziny miały się rozlegać z pokładów obu statków dzwony alarmowe, a dla pewności każdy z marynarzy nowej załogi dostał broń w razie jakiegokolwiek zagrożenia.
I zaś dwa dni żeglugi minęły spokojnie, ale wieczorem trzeciego dnia kapitan Baker zauważył, że odnaleziony bezimienny statek zaczyna zostawać w tyle, zanim zmieniono prędkość Ellen Austin, drugi statek zasłoniła całkowicie szaruga i mgła.
Natychmiast zawrócono, lecz tajemniczego statku nie udało się odkryć nigdy.
Po przypłynięciu do Bostonu kapitana Bakera za stratę trzynastu członków załogi postawiono przed komisją śledczą, a przed karą uratowały go jedynie zeznania pozostałych członków załogi, którzy to byli naocznymi świadkami całego tamtego tajemniczego zdarzenia.
Było jeszcze wiele takich historii o odnalezionych statkach bez załogi, takowe wypadki nie są wyjątkowe, one są zagadkowe. Oczywiście nie wszystkich statków losy są tak tajemnicze jak wyżej opisanych w niektórych przypadkach załoga po jakimś czasie zostaje odnaleziona, czy to dryfująca, czy na odległych lądach i bez niczego można wytłumaczyć
tajemnicę tragedii opuszczonego statku.
Jednak cały czas powtarzają się tajemnicze wypadki nie tylko niezrozumiałego opuszczenia przez załogę statków całkowicie zdolnych do dalszych rejsów, ale w dodatku ginięcia takowej załogi bez śladu.
Co się staje z tymi ludźmi, jak to możliwe, że nikną oni tak nagle, bez powodu, bez śladu?
Odległy cień Mary Celeste ciągle ciąży nad wszystkimi statkami świata.
Źródło na podstawie książki Lucjana Znicza, oraz Księgi Tajemnic Przeglądu Reader's Digest