Rodzime Roswell
Rodzime Roswell
Do katastrofy Niezidentyfikowanego Obiektu Latającego w Gdyni doszło
21 stycznia 1959 roku.
Dziś już bardzo trudno trafić do świadków owego tajemniczego
wydarzenia. Wielu z nich nie żyje, inni porozjeżdżali się świecie. A
jednak okazuje się, że coś wydobyto z gdyńskiego basenu portowego. W
zachodnich książkach na ten temat powoływano się na zeznania
strażników portowych, którzy widzieli na plaży również istotę w
dziwnym uniformie, ze spaloną twarzą i włosami. Co rzeczywiście
miało wtedy miejsce?
"Wieczór Wybrzeża", lokalny dziennik, na pierwszej stronie zamieścił
informację tej oto treści:
Zaobserwowany obiekt był dużych rozmiarów i miał kształt koła.
Talerz ten był koloru pomarańczowego, jego brzegi zabarwione były na
różowo. Obiekt nadleciał od strony miasta i wykonując gwałtowny
manewr, jakby chciał uniknąć rozbicia się a ląd, spadł prawie
pionowo do wód portu.
Miasto huczało od plotek. I nagle tropiący niecodzienne wydarzenie
dziennikarze zamilkli. Najwyraźniej ktoś, skutecznie "odradził im"
dalsze zajmowanie się tą sprawą. Wszystko byłoby dobre, prócz
nagłego milczenia, dającego podstawę do wszelakich plotek i
mobilizującego ciekawskich do dalszych poszukiwań. Tymczasem okazało
się, że było coś jeszcze...
W kilka dni po upadku obiektu do basenu portowego Gdyni strażnicy
portowi napotkali dziwną postać płci męskiej, która całkowicie
wyczerpana czołgała się po plaży. Istota ta nie mówiła w żadnym
znanym języku i była ubrana w jakiś uniform. Obcy żył dopóty, dopóki
miał na ręku bransoletę. Gdy ją zdjęto, umarł.
Do dzisiaj pozostaje tajemnicą, co stało się z ciałem pozaziemskiej
istoty.
UFO w Gdyni
21 stycznia 1959 roku.
Dziś już bardzo trudno trafić do świadków owego tajemniczego
wydarzenia. Wielu z nich nie żyje, inni porozjeżdżali się świecie. A
jednak okazuje się, że coś wydobyto z gdyńskiego basenu portowego. W
zachodnich książkach na ten temat powoływano się na zeznania
strażników portowych, którzy widzieli na plaży również istotę w
dziwnym uniformie, ze spaloną twarzą i włosami. Co rzeczywiście
miało wtedy miejsce?
"Wieczór Wybrzeża", lokalny dziennik, na pierwszej stronie zamieścił
informację tej oto treści:
Zaobserwowany obiekt był dużych rozmiarów i miał kształt koła.
Talerz ten był koloru pomarańczowego, jego brzegi zabarwione były na
różowo. Obiekt nadleciał od strony miasta i wykonując gwałtowny
manewr, jakby chciał uniknąć rozbicia się a ląd, spadł prawie
pionowo do wód portu.
Miasto huczało od plotek. I nagle tropiący niecodzienne wydarzenie
dziennikarze zamilkli. Najwyraźniej ktoś, skutecznie "odradził im"
dalsze zajmowanie się tą sprawą. Wszystko byłoby dobre, prócz
nagłego milczenia, dającego podstawę do wszelakich plotek i
mobilizującego ciekawskich do dalszych poszukiwań. Tymczasem okazało
się, że było coś jeszcze...
W kilka dni po upadku obiektu do basenu portowego Gdyni strażnicy
portowi napotkali dziwną postać płci męskiej, która całkowicie
wyczerpana czołgała się po plaży. Istota ta nie mówiła w żadnym
znanym języku i była ubrana w jakiś uniform. Obcy żył dopóty, dopóki
miał na ręku bransoletę. Gdy ją zdjęto, umarł.
Do dzisiaj pozostaje tajemnicą, co stało się z ciałem pozaziemskiej
istoty.
UFO w Gdyni
Mój dziadek tam pracował gdy to coś spadło więc to nie jest żadna ściema , opowiadał mi kiedyś że obrazu po katastrofie zamknięto cały teren wokoło , musiało to być strasznie ciężkie gdyż nie mogli tego wyciągnąć , mówił też że tak jakby jakiś czarny płyn ( ? ) był wewnątrz tego pojazdu i dopiero po odpompowaniu udało się przenieść to w inne miejsce.
Załóż konto lub zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji
Aby wysłać odpowiedź, musisz być zarejestrowanym użytkownikiem
Załóż konto
Nie masz konta? Zarejestruj się, aby dołączyć do naszej społeczności
Członkowie forum mogą zakładać tematy i śledzić odpowiedzi
Jest to bezpłatne i zajmuje tylko minutę