Hmm, ja mieszkam w lekko nawiedzonym domu. Lekko, bo wydarzenia mają odstęp tygodni, miesięcy, a czasem nawet lat. I nie to, żeby szampony, albo talerze spadały, ale przychodzą duchy we własnej osobie. Kiedyś widziałam ducha razem z siostrą, byłyśmy wtedy bardzo małe i nie mogłam jej uwierzyć, że "zeszłej nocy zza drzwi wyglądały duchy i machały na powitanie". Bo w ogóle jak to brzmiało? Dlatego następnej nocy nie spałyśmy i przekonałam się sama. Pokój oświetlał księżyc (u mnie zwykle właśnie w taką pogodę coś się dzieje), rozmawiałyśmy o czymś, żeby zabić czas. Zobrazuję jakoś pokoik. Miałam łóżeczko w rogu pokoju przy dużych, drewnianych, zasuwanych drzwiach z szybami (jakaś stara architektura). Były rozsunięte, także słoń by wszedł, gdyby chciał. Robię ilustrację w paincie, to będzie prościej:
http://img33.imageshack.us/my.php?image=pokoik.jpg
Ciemnozielona linia, to te duże drzwi, jasnozielona to mniejsze drzwi do pokoju brata, fioletowy prostokąt to moje łóżko, pomarańczowy siostry, a czerwony brata. Żółte linie to okna. Narysowałam tylko ten istotny kawałek pokoju brata, w związku z czym również tylko kawałek jego okna. Kolory wybrałam losowo, nie muszą być brane pod uwagę. Lecimy więc dalej.
Gdy tak sobie rozmawiałyśmy, w pewnej chwili przez duże drzwi... wjechał koń. Tak, dokładnie, mam świadka. A na koniu mężczyzna, chyba jakiś żołnierz, miał mundur, szablę i małą czapeczkę. Całość ogólnie biała. Nie wiem czemu, nie pytajcie, to przecież duchy. I tutaj narysowałam jego trasę.
http://img188.imageshack.us/my.php?image=trasa.jpg
Różowa linia przerywana to jego pierwsza droga, a czarna to droga powrotna. X oznacza przystanki.
Całą drogę uśmiechał się i przerzucał po nas wzrokiem, a my obie przerażone nie wydałyśmy z siebie dźwięku przez całe wydarzenie. Na końcu trasy zajrzał do mojego brata, patrzył na niego, później obrócił się znów do mnie i wycofał, cały czas uśmiechnięty. W środku drogi powrotnej jeszcze spojrzał na moją siostrę, zawrócił się na czarnym „x”, a później wyszedł patrząc na moją głupią minę. Tzn. wyjechał na koniu – nie schodził z niego cały czas.
Znaki zapytania pozostaną znakami zapytania, ponieważ nie wiem skąd znalazł się w domu, ani dokąd później poszedł.
To był pierwszy duch w moim życiu, później to zaczęło się robić wręcz nudnie od tych wizyt. Natomiast całej reszty nie widział nikt poza mną, nawet, jeśli ktokolwiek był obecny. W sumie tak ogółem, to cała ta życiowa schiza zaczęła się od Matki Boskiej, gdy byłam jeszcze bardzo mała. Właściwie to jest ona chyba jednym z moich pierwszych wspomnień. Oczywiście płakałam i nie pamiętam nic co mówiła, oprócz „nie płacz”, więc nawet nie pytajcie. Jej też nikt nie widział, chociaż cały dom się zbiegł, jak zaczęłam beczeć.
Natomiast jeśli ktoś chce o tym czytać, to mogę opowiedzieć o pozostałych duchach i nieduchach. Mój dom jest dziwny. Poza domem rzadziej mi się zdarza coś zobaczyć.