"Wizja Znaku Kariny"

Komandoska-94-
Forumowy maniak
Forumowy maniak
Posty: 320
Rejestracja: 2006-04-16, 10:15

"Wizja Znaku Kariny"

Post autor: Komandoska-94- »

Było słoneczne popołudnie. Serca dzieci aż się radowały na myśl o nadchodzących wakacjach. Pani od Polskiego z klasy V „c” Renata Dziubdziuś dała swojej klasie „zadanie bojowe’’ dzięki temu nie musiała słuchać komentarzy na temat swojego nazwiska. Zadanie było proste: trzeba było opisać swój znak zodiaku. Pisali np. tak:

Karol: Wy Świntuchy, jak możecie nie być spod znaku barana!?

Marta: Ryby są bardzo ciekawe. Co więcej maja jak gdyby sześć zmysłów (ucho wewnętrzne).


Ania: Wlazł kotek na płotek i mruga...



Ania widocznie była zbyt rozkojarzona wakacjami
By cokolwiek rozsądnego napisać. Bogdan i Wojtek siedzieli w jednej ławce. Nauczeni by ściągać niczego nie napisali. Pani Renata kazała oddać kartki.
Karol:E
Marta:B
Ania: F
Karina i inni oddali już prace. Pani Dziubdziuś zaczęła sprawdzać. Doszła do Kariny.

Znak Panna to bardzo oryginalny pomysł ...

Na tym się skończyło. Świat został sparaliżowany. Pani Dziubdziuś miała dziwne widzenie . Tylko jedyna Karina, twórca tego dzieła nie popadła w paraliż. A jednak chciała się przyłączyć do reszty, ponieważ choć wiele dzieciaków w jej wieku chciało by mieć planetę...
...ba, nawet można by powiedzieć że cały wszechświat w jej sytuacji tylko dla siebie, ona czułaby się zbyt samotna. Nie wiedziała jak dojść do reszty, ale tutaj działały siły nadprzyrodzone więc coś się zawsze wymyśli.
I wtedy właśnie wpadła na ów genialny pomysł
(pomyślała że jeżeli weźmie za rękę panią
Dziubdziuś i Martę to wejdzie w tą wizję).
I oto weszła: tu i ówdzie mgła, a tam dalej jakiś
dziwaczny półmrok. Co więcej tutaj było mnóstwo
suchych roślin i ohydnej zgniłej wody. Panował
tutaj nieznośny upał i dziewczyna ociekała potem
(chociaż w zwyczajnych wizjach panuje
zazwyczaj temperatura pokojowa). Karina postanowiła się rozejrzeć. Za wielgachnym głazem natknęła się na dziwną istotę. ,,Istota” miała półtora metrowe włosy zapięte fikuśną, drewnianą spinką. Za jej plecami stała, a właściwie lewitowała inna osoba. To była nieprzytomna pani Dziubdziuś. Osoba która stała przed nią zwróciła się do Kariny:
-Słuchaj, ja znalazłam twoją znajomą???
-Tak - Powiedziała zmieszana Karina - to moja
nauczycielka od J. Polskiego.
-Ok. Będziesz musiała uratować swoich rówieśników i tą oto panią.
-eeeee A jak ty się...
-nazywam
-Tak.-powiedziała zmieszana Karina- Jak ty się właściwie nazywasz???
-Dorota. Dorota Nonckiewicz.
-A jak mam to zrobić?
-Dobre Pytanie.To zależy od tego ile dusz zostało uwięzionych w moim wymiarze.
-No nie wiem ile. –Powiedziała zmęczona Karina
-Ale ja owszem. Otóż tutaj działają siły nadprzyrodzone, między innymi magia. Wszystkie
żywe istoty z waszego wymiaru to ok. 91 742 640 dusz. Będziesz musiała się napracować. W stanie hibernacji można tu przeżyć trzy, może cztery miesiące, a tak jak ty, półtora tygodnia.
-czyli praktycznie nie ma szans na ocalenie nawet połowy?- Karina była już dość wystraszona: musiała uratować wymiar, przywrócić światu dawne życie, dawny wygląd. Cały czas namyślała się co ma robić!
-Nie martw się, skoro przeniosłaś tutaj wszystkie żywe istoty to i je przeniesiesz z powrotem! Czy używałaś jakiegoś portalu?
-Nie... Chyba nie. (Co? Portalu? Co za idiotka!)
-Zwykle portale można zrobić z tego co się ma pod rękom. Z czego ostatnio korzystałaś?
Dziwne, ja Ula z klasy V „c”, nie jestem przytomna, ale mam stały kontakt ze światem zewnętrznym. Ja wiem co ona robiła! Pisała wypracowanie! Dorota czy mnie słyszysz?
(Dorota nie słyszała, a to szkoda że jestem w
stanie hibernacji, chętnie bym jej dowaliła...)
-No ja właściwie nie jestem pewna. A z czego na
przykład?
-No, z okruszków kredy, wody z śladową ilością
siarki, a najłatwiejsze, ale tylko używane przez osoby posiadające magię, wzmianka o pannie, znaku mnichów starożytnego Isyt. A widzę przecież że coś na ten temat wiesz- powiedziała z chytrą minką. Coś na ten temat wiedziała, przecież była czarownicą. Ale co? Nie wiem tego.
Zresztą, przecież Karina nie była „osobą posługującą się magią”. A może się mylę???
Dorota. No dobra może nazywać się Dorota. Ale Dorota Nonckiewicz? Ten wymiar jest pokićkany. Nonckiewicz, Nonckiewicz. Już dobrze, moja nauczycielka nazywa się Dziubdziuś. Coś się tu dzieje nie tak. Pani Renata mnie chyba nie słyszy. Ach, gdybym mogła nie być w tym letargu i pomóc Karinie... Karina zadrżała. Coś się poruszyło. Stało się coś dziwnego. Karina obejrzała się za siebie i Dotarło do niej że stoję tuż za nią.
-No no mamy jednak nie jedną lecz dwie czarodziejki w tej klasie.
-No i co z tego że jestem czarodziejką?- spytałam ostro
-Bo to nietypowe nazwisko jak na czarodziejkę. Ula. Ale Ula Lewandowska???
-A twoje nazwisko leprze! Dorota Nonckiewicz.
Nonckiewicz!!!
-Po prostu to rzadkość w waszym wymiarze posiadać magię. A jeszcze trudniej z takim nazwiskiem! To co u was śmieszne u nas normalne. To co u nas śmieszne u was normalne. Według statystyk ty Ulo nie jesteś czarodziejką tylko czarownicą z odrobinkę większą mocą od Kariny. Ona jest czarodziejką. Tak jak te z Klubu Winx.
-To one pochodzą z waszego wymiaru?
-Ne! A szkoda. Taki talent do czarowania...
-Ale to nic, ona i tak ma dużo magii... Tak mi się wydaję.
-Wydawać to ci się nie może.
A co to znaczy że „wydawać mi się nie może?” Tak miało mi się wyrwać i to zadziornie, ale się powstrzymałam bo rozmawiać z osobą z innego wymiaru to jedno, ale wkurzyć tą osobę to zupełnie co innego. Poza tym poczuła do mnie sympatię. Nie! Nie sympatię, sympatię, no wiecie. Taką sympatię koleżeńską, ot taka koleżaneczka. No ale to ja nie wiem ile owa osoba mogła mieć
lat, czy można się kolegować z tą osobą? Bo Dorota mogła być kimś ważnym...
-Ta, ale osoba posiadająca magię, i to z waszego wymiaru nie może się równać ze mną!
-Czytałaś w moich myślach!!!
-Nie! Z twarzy.
-Co?
-Tak, masz bardzo głupkowatą minę i z łatwością odczytuje takie informację jak, cytuję „Poczuła do mnie sympatię” albo „Dorota mogła być kimś ważnym” Ha hi, he? –zachichotała.- poza tym choć jest wykonalne czytanie w myślach jest surowo zabronione.
Nawet o tym nie wiedziałam że nie wolno czytać w myślach. No ale jestem tu tylko 3 godzin i to i tak nie mogłam się ruszyć przez pierwsze 2 godziny godziny. To co? Ja, to jest my, mamy jeszcze mnóstwo czasu a i tak znaleźliśmy wiele. Wiele, to pojęcie względne. Bo chwila to 15 minut, a dla paru moich koleżanek to 2 godziny! Na przykład „Pogromcy mitów” myślą że normalne to pojęcie względne. Wiele pojęć są pojęciami względnymi. Nawet pojęcie względne to pojęcie względne. Ale nie damy chyba sobie rady skoro
mamy do uratowania 41 792 4 coś tam dusz... Oj! Chyba coś pokręciłam. Może 94 714? Nie. Zapytam się Doro...
-91 742 640 dusz.
-aha 91 740 246.
-Pha ha hahaha!- zachichotała- sorry ale ciągle się mylisz i niewiele z tego masz bo ciągle się mylisz!
-No i? Zapytałam z irytacją. Przeszłam przez przełęcz i „Dorotka-Maskotka” musiała mnie podtrzymać żebym nie osunęła się na ziemię.

*
Poczułam lekkie poklepywanie po policzkach. Nad sobą widziałam dwie osóbki z zamartwioną miną. Widziałam jak Karina z oczami w słupie przypatruje się budynkom. Nic dziwnego skoro te budynki były z czegoś co przypominało wosk ze zwykłych świec. A może się mylę i to nie wosk?
„Dorotka-Maskotka” wiedziała jak na to nie zadane pytanie odpowiedzieć.
-To bardzo wytrzymały wosk.
-Naprawdę?
-Tak, ale to tylko powierzchowna osłona przed deszczem i w dodatku umożliwia łatwiejsze
wydłubywanie inicjałów.
-Ale nie będziemy tam spać? Co?
-Oczywiście że tak. Przecież nie będziecie spać pod nagim bertirn ... No nie?
-No tak chyba tak. powiedziałam
-Rozumiem cię ale nie mogę zrozumieć o co ci chodzi.
-Wasz wymiar przypomina raczej zdechłego kota do usuwania brodawek aniżeli o najbardziej cywilizowanych człowiekach ! Nie wiem jakim cudem tak o was sądzono. W końcu to wy nawet nie wiedzieliście o naszym wymiarze. Dobra, przenieśliśmy już tych w letargu do komór antystarzeniowych. Teraz wasza kolej na sen, ale wy musicie spać w normalnych budynkach mieszkalnych.
Poszłyśmy krętą ścieżką wyróżniającą się tylko kolorem piasku. Ścieżka była o wiele ciemniejsza niż zwykłe podłoże. Zaraz potem zobaczyliśmy wielką kopułę i ze 40 małych skromnych komórek przylegających do owej wielgachnej kopuły. Za ścianą skalną, a właściwie wapienną zobaczyłam budynek z piętrami wielkości ok. 80cm wysokości i 3m szerokości i pewno nie można by tam stać. Ciekawe co...
-Komora antystarzeniowa.
-Ale to jest wielkie na mile !!! I jak można się w tym poruszać?
-To jest wysokie na 4,8mili i to jest komora tylko dla osób w hibernacji. Wy musicie spać gdzieś indziej czyli w budynkach otaczających kwaterę magii i społeczeństwa.
Podeszłyśmy do pierwszej z brzegu komóreczki mieszkalnej z wosku. Dorota wyciągnęła scyzoryk z Kielc (co nie ukrywajmy, mnie to zdziwiło potwornie) i wyrzeźbiła nasze inicjały. Zaczęłyśmy się kłócić.
Karina: Nie rzeźbisz swojego?
Dorota: Po co?
Ja: Nie będziesz nigdzie mieszkać?
Dorota: Nie twoja sprawa!
Ja: A właśnie że moja.
Dorota: Akurat.
Karina: Ale gdzie, jeśli nie tu?
Dorota: A co cię to?
Karina: Bardzo wiele.
Dorota: Przestańcie! Dwie na jedną! To bardzo nie fair. Przestańcie!
Ja: Jak sobie chcesz.- popatrzyłam na inicjały i powiedziałam:
No, no, no widzę że machnęłaś kawał porządnej rzeźby! Ha, ha, ha!
-Odczep się.
-Bo co!?
-No nic. No...
-Dobra, darujmy sobie.
-I tu wyjątkowo się z tobą zgadzam.
Weszłyśmy do malutkiego pokoiku i znaleźliśmy się w pozornie ogromnym pomieszczeniu. Złudzenie to uzyskano dzięki lustrom zamieszczonym na każdej ścianie, na każdym metrze sufitu. Tyle że te lustra były trochę dziwne. Nie było żadnych smug ani takich tam. Nawet kurzu. Dotknęłam i okazało się że to nie lustra i nie odblaskowa ściana. Pusta, cicha, ciemna przestrzeń. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do panującego półmroku zobaczyłam... łóżko. Matko, huto gdzie ja jestem? No dobra, trudno.
Ten wymiar jest zwariowany. To wiemy obie.
Wyszłam z pomieszczenia i w rażącym świetle rozejrzałam się po pokoju. Był tam wielki stół i jeszcze większe fotele. Na stole leżał mosiężny kubek. Karina tak samo jak ja była wścibska i od razu chciała wszystko wiedzieć. Różnica jest taka że ja się powstrzymałam od zadawania pytań, a ona nie. Gdybyście słyszeli co ona mówiła to pękli ze śmiechu.
-A o co chodzi z tymi lustrami? Jakoś dziwne są te łóżka, dlaczego? Dlaczego tam nic nie widać?... Można by skonać ze śmiechu. Tak, tak. Jak ktoś zadaje 105 pytań w ciągu minuty to trafiają się i takie które są takie... Ha! Mniejsza. W naszym wymiarze pewnie byłoby już strasznie późno ale tu? Środek dnia. Zdziwiło mnie to bardzo więc zapytałam Dorotki o co tu biega. A ona na to roześmiała mi się w twarz. Kiedy się trochę uspokoiła wyjaśniła że tu słońce zachodzi na niecałe 6min. A to ciekawe! U nas mniej- więcej 0,5 doby zajmuje noc... a to mieszkańcy śpią 6 minut?! Głupawo, ale może być. Dorota powiedziała żebyśmy się położyły spać i wyszła.

*
Noc była jakoś dłuższa nisz sądziłam. A może to po prostu mi się zdawało? Jedno pytanie mnie dręczyły od kiedy tu jesteśmy. A mianowicie to, że „oni” mówią tak samo jak my!
Kiedy przyszła Dorota powiedziała mniej-więcej tak:
-Dobra wstawać bo zaraz wychodzę! Zaraziłam się od mojego Feniksa ptasią grypą i musze skoczyć do apteki po Cholinex®!!! Jakby co szukajcie mnie w aptece skalną w kształcie litery „U” lub w komórce 3 partycje na prawo!!! Śniadanie jest na stole!
Te słowa tak na nas podziałały że już po chwili siedziałyśmy w fotelach i dosłownie połykałyśmy zapiekanki z czymś smacznym o kolorze brukselki z jagodami w sosie własnym. Mniejsza. Karina chyba chciała pobić rekord w jedzeniu zapiekanek. A jeśli już o tym mowa to trzeba przyznać że wszamała sporo jak na nasz wiek. W końcu zaczęłyśmy myśleć co zrobić aby wszystko było po staremu. Teraz jakoś nic mi nie przychodziło do głowy więc zagaiłam rozmowę z Kariną ale ona nie chciała rozmawiać więc zaczęło mi się nudzić. Wcześniej myślałam że będziemy mieć roboty po pachy, a tu co?
A tak właściwie to zupełnie nie wiem co to się stało i jak. Niczego nie byłam pewna. Nadaremnie próbowałam sobie przypomnieć gdzie się znajduje sufit. Myślałam i myślałam aż wymyśliłam! Może skoczymy z Kariną do naszego wymiaru i... nie, to się nie uda. Pomyślałam o gorącej orzeźwiającej kąpieli z bąbelkami, i pachnącym mydłem. Zaczęłam się zastanawiać co kryję się za innymi lustrami. Za dwoma kryły się łóżka. A co za następnymi? Oddałabym wszystko żeby była jakaś wanna, czy prysznic. Weszłam. Patrzę a tam cała łazienka! Za następnym lustrem była kuchnia. Powiedziałam Karinie że idę się wykąpać. Karina oczywiście myślała że żarty sobie z niej stroję i przewróciła tylko oczami. Weszłam w „lustrzaną poświatę” gdy tylko Karina usłyszała dźwięk wody odbijającej się od wanny wiedziała że nie żartowałam. Zapytała się jak łazienka jest urządzona (cała Karina). Powiedziałam jej że jest z białego marmuru, co było zresztą prawdą.

*
Karina i ja gadałyśmy o błyszczykach. Zawsze to
robiłyśmy w szkole w czasie pauzy. A teraz
zdawać by się mogło że to nieodpowiednia pora.
Ja powiedziałam że pomadka której używa nie
pasuje do jej wąskich ust. Ona się z tym nie zgadzała. Wściekła kopnęła w spód stołu i już jej nie było. Po prostu ją wchłonęło. Po prostu!!! Popatrzyłam tam i zobaczyłam czarny portal.
Weszłam tam tak samo jak Karina. To było dziwne uczucie... Zaprawdę szybka jazda! Szczerze to mój żołądek za tym nie przepada. Gorzej, prawie się pozbyłam śniadania. Chwilę potem odnalazłam Karinę. W następnej chwili zrobiło się troszkę tłoczno. Dorotka-Maskotka + Karina + ja. Dorota gdy nas zobaczyła prawie pękła ze śmiechu.
-Używanie portalu kwantowego nie jest zabronione? –zapytałam.
Karina tak się na mnie popatrzyła jak na wariatkę. Portal kwantowy... Skąd mi to przyszło do głowy? A może...
-Tak. Czytałaś mi z twarzy.
-Super!!!
-Tak, ale mam nadzieje że nie z myśli. Tutaj zasady dotyczą również gości. Prawo.
-A Dorota, jak pierwszy raz mi czytałaś w myślach to wspomniałaś coś o tym że jesteś kimś
ważnym. Więc kim ty jesteś? Bo nie wiem. Co???
-Ministrem Magii i... nie tylko (musiałam się przesłyszeć)
-Co?
-Co?
-Gucio, to ja się pytam co!?- odparłam
-Po prostu pytam się o co ci chodzi.
-No chodzi. Na nogach... –zażartowałam
-Jestem ministrem magii i altrágiki. Każda grupa mieszkalna ma jednego. Lub jedną.
-A co to altrágika?
-Bliźniaczo- podobna do magii siła, przez nikogo nieokiełznana.
-A dlaczego to się nazywa tak a nie inaczej?
-Ta nazwa wywodzi się z dwóch słów: altro- inna i mágika- magia, z włoskiego.
-Aha! To ja się nie dziwię że tak głupio mówicie!
-Och, dajcie spokój! U was w Anglii motyl to dosłownie fruwające masło!
Troszkę się czułam głupio, bo motyle nie są z masła, a Dorota trochę przesadziła. No to trochę prawda.

*
Dziś miałam dziwną ochotę wyjść na świeże powietrze, więc powiadomiłam o tym Dorotę.
Kiedy tylko natknęłam się na Dorotę i Karinę zapytałam:
-Czy mogłybyśmy dzisiaj wyjść na świeże powietrze? Tam jakoś lepiej mi się myśli.
Kiedy zaczynałam zdanie na twarzy Doroty zobaczyłam lekki uśmiech. Po połowie cała się trzęsła, a gdy skończyłam wybuchła śmiechem. Kiedy jej przeszło zapytałam co się stało. A ona mi na to:
-U nas świeże powietrze jest tylko wewnątrz budynków.
Tak mnie zatkało że... Nie mogłam wydusić słowa. Ech. Ten wymiar robi się coraz... Eeeee... ciekawszy.

Ciąg dalszy nastąpi :D

Mam tylko nadzieję że tak dla odmiany to się spodoba :)
Ostatnio zmieniony 2006-07-01, 13:28 przez Komandoska-94-, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Ivellios
Administrator
Administrator
Posty: 4862
Rejestracja: 2004-08-28, 17:14
Lokalizacja: Katowice
Imię i nazwisko: Marek Sęk
Komentarze: 946

Post autor: Ivellios »

To raczej nie jest materiał do Biuletynu...
:arrow: przenoszę
Komandoska-94-
Forumowy maniak
Forumowy maniak
Posty: 320
Rejestracja: 2006-04-16, 10:15

Post autor: Komandoska-94- »

nie mam nic przeciwko temu. lubie pisać książki.
ODPOWIEDZ

Załóż konto lub zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji

Aby wysłać odpowiedź, musisz być zarejestrowanym użytkownikiem

Załóż konto

Nie masz konta? Zarejestruj się, aby dołączyć do naszej społeczności
Członkowie forum mogą zakładać tematy i śledzić odpowiedzi
Jest to bezpłatne i zajmuje tylko minutę

Zarejestruj się

Zaloguj się

Wróć do „Nasze zainteresowania, twórczość oraz pasje”