![Uśmiech :)](./images/smiles/icon_smile.gif)
W lipcu byłam na wczasach w Łebie. Wracałam w nocy do domu - było ciemno; wiadomo, że w takich małych miejscowościach nie ma zbyt dobrego oświetlenia. Gdzieniegdzie małe latarenki, ale najwięcej światła dawały lampy domowników. Była pełnia. W pewnym momencie spojrzałam się w bok na niebo, a po nim dosyć szybko sunęła dokładnie okrągła, jaśniejąca kula. Kombinowałam co to może być, zaczęłam za nią biec truchtem. Była IDEALNIE OKRĄGŁA i świeciła bez przerwy. Helikopter? Nie, była blisko. Słyszałabym dźwięk. Poza tym była zbyt duża jak na sygnalizację helikoptera. Paralotnia? Też za duże to światło! Nie miałam pojęcia co to może być.
Biegłam i biegłam, ale jak kula zaszła za dom, wybiegając na drugą stronę już jej nie zobaczyłam. Niebo było czyste. Szukałam jej podczas całej drogi do domu, ale już jej nie było.
Co to mogło być?
Wyglądało dokładnie tak:
Czy można to jakoś racjonalnie wyjaśnić? Od razu zaznaczam, że nie mógł być to 'chiński lampion', gdyż kula leciała dokładnie po linii prostej, poziomo.