Zapraszam do zapoznania się z moją pierwszą próba zmierzenia się z czysta prozą. Wiem, ze to czysta proza nie jest, aczkolwiek wczesniej pisalem tylko prozę poetycką albo poezję i cieżko mi się tak po prostu odzwyczaic
Czekam na konstruktywna krytykę a moze nawet uda mi się wywolac dyskusje!
„Świat umiera o czwartej nad ranem”
Wszystko zaczęło się od świateł. Zawsze na początku jest światło. Tylko, że o czwartej nad ranem światła gasną. Jedno po drugim giną w obłąkańczym pośpiechu. Śmierć zaczyna tańczyć. Kładzie się na ulicy i zdziera z niej pasy, jakby to była skóra. Słyszę jej przerażający ryk…
Świat umiera o czwartej nad ranem. Tylko dlaczego ja nie potrafię od tego uciec? Czemu ona nie może zabrać i mnie? Chodź do mnie. Obejmij mnie i pocałuj. Czemu im bardziej cię pragnę, tym bardziej się oddalasz? Dlaczego pozostaje mi tylko rola nędznego obserwatora nieuniknionej zagłady? Teraz traktuję to jak teatr. Wpatruję się idiotycznie w scenę, na której miota się obłąkana aktorka. To chyba już koniec spektaklu. Tak! Słyszę brawa! Dzikie wrzaski jeźdźców apokalipsy. Brakuje tu tylko świętego Jana. Ciekawe czy byłby zadowolony.
Dosyć…Wychodzę chwiejnym krokiem. Znów jestem pijany, chociaż nic nie piłem. Słyszę głuchy stukot obcasów. Dobrze, że jestem człowiekiem o wielkim sercu. Doskonale mi służy jako pudło rezonansowe. Tylko po co ja palę te zasrane papierosy?! Rzucam palenie! O tak! Następny papieros zawsze smakuje lepiej po kilku minutach świadomości, że ten poprzedni był ostatnim w moim życiu.
W końcu docieram do bram swojego królestwa. Tu nie ma miejsca na myślenie o tym wszystkim. Znajomy zgrzyt podczas zapłonu przypomina mi kto tu jest panem i władcą. Naciskam mocno na gaz jednocześnie obnażając zęby w diabolicznym grymasie, który w przypadku kogoś innego, w innym czasie, mógłby zostać nazwany uśmiechem. Krótkie spojrzenie w lusterko – jak wystrzał z pistoletu. Ach te oczy… Gdybym wierzył w diabła, pomyślałbym, że piekło mu się znudziło i postanowił w nich zamieszkać. Czuję jak kierownica zaczyna delikatnie drgać. Boże jakie to piękne… Nie wyobrażasz sobie jakie to cudowne, czuć jak budzisz się do życia. Zamykam oczy i oddaję się na chwilę namiętności. Odpływam bezwładnie z morzem, poddając się dobrowolnie jego sile. Podziwiam jego smak i niesamowitą barwę. Czuję jakby pieściło mnie tysiąc dłoni, które zaplatając warkocz przyjemności, zaciskają się coraz mocniej na moim ciele. Wystarczy. Otwieram oczy. Oddycham ciężko i głośno, ciągle mając przed oczyma niesamowitą wizję. Świat nabrał dziwnie czerwonego odcienia. Zaczął się rozpływać tworząc bajeczne wzory. Z każdą chwilą coraz bardziej ciemniał i zastygał… Całą sytuację spieprzyły wycieraczki. Włączyły się w środku dyskusji, nie wiedząc o co tak naprawdę chodzi. Jednak fakt, że się uruchomiły zmusza mnie do zbadania przyczyny dziwnego zabarwienia szyby. Przyczyna leżała kilkanaście metrów za samochodem. Nigdy nie myślałem, że ludzie ze złamanym kręgosłupem mogą wyglądać tak zabawnie. Podchodzę żeby nasycić wzrok niecodziennym widokiem. Nic ciekawego. Odwracam się i zniechęcony kieruję się w stronę auta. Coś tu jednak nie pasowało. Z niewyjaśnionym opóźnieniem dociera do mnie chrzęst tłuczonego szkła. Teraz już wszystko stało się jasne. Dokonuję jeszcze formalności i unoszę podeszwę. Okulary. Znajome okulary, aż nazbyt znajome… Jeszcze tylko tradycyjny błysk w oczach i już wyciągam kanister z bagażnika.
- Ty kurwo! Jak mogłaś mi to zrobić?! Rozkoszuj się swoją ostatnią kąpielą. Tak też żałuję, że nie ma piany. Co? Za Zimna? Zaraz coś na to poradzimy!
Trzask zapałki. Uwielbiam ten dźwięk. Kojarzy mi się z dzieciństwem. I jeszcze ten niesamowity zapach…
- Hmm, widzę, że za to ty zapomniałaś się uperfumować. To nie w twoim zwyczaju. Naprawdę ohydnie cuchniesz! Trzeba cię będzie dogasić.
Cholerny rozporek, zawsze się zacina kiedy go potrzebuję. No, już lepiej. Taaak… Cudownie… Zawsze w takich momentach myślę, że najdoskonalszym dziełem Boga jest uczucie ulgi. Tylko co ja mam teraz z tobą zrobić? Odgarniam ci włosy… Zawsze były takie miękkie… Ach przepraszam już ich nie masz… Wybacz – odruch. Hmm. jesteś jeszcze całkiem gorąca. Tak tego ci nigdy nie mogłem odmówić – zawsze byłaś gorąca. Ale teraz przynajmniej mogę to wykorzystać!
Klękam przy niej czując narastające podniecenie. Sięgam jeszcze do kieszeni marynarki. Cholera, ostatni. Niech to szlag. Czy teraz już wszystko musi się skończyć?! Nasze usta są tak blisko jak nigdy. Czujesz mój niespokojny oddech? Jest pełen pragnienia. Jezu, czujesz to! Jesteś już rozpalona do czerwoności! Taaak… Pierwsze zaciągnięcie jest zawsze najlepsze.
W końcu udało ci się mnie przekonać. Papieros wcale nie smakuje najlepiej po seksie…
KONIEC
Zapraszam do zapoznania się z moją pierwszą próba zmierzenia się z czysta prozą. Wiem, ze to czysta proza nie jest, aczkolwiek wczesniej pisalem tylko prozę poetycką albo poezję i cieżko mi się tak po prostu odzwyczaic :) Czekam na konstruktywna krytykę a moze nawet uda mi się wywolac dyskusje! :)
„Świat umiera o czwartej nad ranem”
Wszystko zaczęło się od świateł. Zawsze na początku jest światło. Tylko, że o czwartej nad ranem światła gasną. Jedno po drugim giną w obłąkańczym pośpiechu. Śmierć zaczyna tańczyć. Kładzie się na ulicy i zdziera z niej pasy, jakby to była skóra. Słyszę jej przerażający ryk…
Świat umiera o czwartej nad ranem. Tylko dlaczego ja nie potrafię od tego uciec? Czemu ona nie może zabrać i mnie? Chodź do mnie. Obejmij mnie i pocałuj. Czemu im bardziej cię pragnę, tym bardziej się oddalasz? Dlaczego pozostaje mi tylko rola nędznego obserwatora nieuniknionej zagłady? Teraz traktuję to jak teatr. Wpatruję się idiotycznie w scenę, na której miota się obłąkana aktorka. To chyba już koniec spektaklu. Tak! Słyszę brawa! Dzikie wrzaski jeźdźców apokalipsy. Brakuje tu tylko świętego Jana. Ciekawe czy byłby zadowolony.
Dosyć…Wychodzę chwiejnym krokiem. Znów jestem pijany, chociaż nic nie piłem. Słyszę głuchy stukot obcasów. Dobrze, że jestem człowiekiem o wielkim sercu. Doskonale mi służy jako pudło rezonansowe. Tylko po co ja palę te zasrane papierosy?! Rzucam palenie! O tak! Następny papieros zawsze smakuje lepiej po kilku minutach świadomości, że ten poprzedni był ostatnim w moim życiu.
W końcu docieram do bram swojego królestwa. Tu nie ma miejsca na myślenie o tym wszystkim. Znajomy zgrzyt podczas zapłonu przypomina mi kto tu jest panem i władcą. Naciskam mocno na gaz jednocześnie obnażając zęby w diabolicznym grymasie, który w przypadku kogoś innego, w innym czasie, mógłby zostać nazwany uśmiechem. Krótkie spojrzenie w lusterko – jak wystrzał z pistoletu. Ach te oczy… Gdybym wierzył w diabła, pomyślałbym, że piekło mu się znudziło i postanowił w nich zamieszkać. Czuję jak kierownica zaczyna delikatnie drgać. Boże jakie to piękne… Nie wyobrażasz sobie jakie to cudowne, czuć jak budzisz się do życia. Zamykam oczy i oddaję się na chwilę namiętności. Odpływam bezwładnie z morzem, poddając się dobrowolnie jego sile. Podziwiam jego smak i niesamowitą barwę. Czuję jakby pieściło mnie tysiąc dłoni, które zaplatając warkocz przyjemności, zaciskają się coraz mocniej na moim ciele. Wystarczy. Otwieram oczy. Oddycham ciężko i głośno, ciągle mając przed oczyma niesamowitą wizję. Świat nabrał dziwnie czerwonego odcienia. Zaczął się rozpływać tworząc bajeczne wzory. Z każdą chwilą coraz bardziej ciemniał i zastygał… Całą sytuację spieprzyły wycieraczki. Włączyły się w środku dyskusji, nie wiedząc o co tak naprawdę chodzi. Jednak fakt, że się uruchomiły zmusza mnie do zbadania przyczyny dziwnego zabarwienia szyby. Przyczyna leżała kilkanaście metrów za samochodem. Nigdy nie myślałem, że ludzie ze złamanym kręgosłupem mogą wyglądać tak zabawnie. Podchodzę żeby nasycić wzrok niecodziennym widokiem. Nic ciekawego. Odwracam się i zniechęcony kieruję się w stronę auta. Coś tu jednak nie pasowało. Z niewyjaśnionym opóźnieniem dociera do mnie chrzęst tłuczonego szkła. Teraz już wszystko stało się jasne. Dokonuję jeszcze formalności i unoszę podeszwę. Okulary. Znajome okulary, aż nazbyt znajome… Jeszcze tylko tradycyjny błysk w oczach i już wyciągam kanister z bagażnika.
- Ty kurwo! Jak mogłaś mi to zrobić?! Rozkoszuj się swoją ostatnią kąpielą. Tak też żałuję, że nie ma piany. Co? Za Zimna? Zaraz coś na to poradzimy!
Trzask zapałki. Uwielbiam ten dźwięk. Kojarzy mi się z dzieciństwem. I jeszcze ten niesamowity zapach…
- Hmm, widzę, że za to ty zapomniałaś się uperfumować. To nie w twoim zwyczaju. Naprawdę ohydnie cuchniesz! Trzeba cię będzie dogasić.
Cholerny rozporek, zawsze się zacina kiedy go potrzebuję. No, już lepiej. Taaak… Cudownie… Zawsze w takich momentach myślę, że najdoskonalszym dziełem Boga jest uczucie ulgi. Tylko co ja mam teraz z tobą zrobić? Odgarniam ci włosy… Zawsze były takie miękkie… Ach przepraszam już ich nie masz… Wybacz – odruch. Hmm. jesteś jeszcze całkiem gorąca. Tak tego ci nigdy nie mogłem odmówić – zawsze byłaś gorąca. Ale teraz przynajmniej mogę to wykorzystać!
Klękam przy niej czując narastające podniecenie. Sięgam jeszcze do kieszeni marynarki. Cholera, ostatni. Niech to szlag. Czy teraz już wszystko musi się skończyć?! Nasze usta są tak blisko jak nigdy. Czujesz mój niespokojny oddech? Jest pełen pragnienia. Jezu, czujesz to! Jesteś już rozpalona do czerwoności! Taaak… Pierwsze zaciągnięcie jest zawsze najlepsze.
W końcu udało ci się mnie przekonać. Papieros wcale nie smakuje najlepiej po seksie…
KONIEC