autor: viimeisen » 2007-03-07, 23:41
Całkiem ciekawy temat.
Przyszedł mi na myśl niedawno czytany przeze mnie wywiad z frontmanem Neurosis. Nie było w nim jakoś specjalnie dużo filozofii, w końcu to wywiad z muzykiem, ale znalazło się pytanie o tytuł ich płyty, "The Eye Of Every Storm" (dosł. "Oko każdej burzy"). Co to właściwie może znaczyć?
"Oko każdej burzy" to wieloznaczne wyrażenie. Można odczytywać je jako zachętę do odnalezienia takiego miejsca na ziemi, w którym będziemy czuć się dobrze, będziemy bezpieczni, bez względu na napierającą zewsząd negatywną energię.
Inna interpretacja tytułu może być związana z samym zespołem, który jest centrum naszego życia od 20 lat, od kiedy weszliśmy w dorosłość. Dzięki niemu płonie w nas niemożliwy do ugaszenia ogień inspiracji. On jest studnią, która nigdy nie wyschnie. Zespół jest dla nas potrzebą, sposobem na pozbycie się złej energii w formie sztuki.
Sens tych słów mocno do mnie trafił. Wyobraziłem sobie więc miejsce na ziemi, gdzie można by przetrwać każdą burzę. Gdzie na wszystko można spojrzeć z dystansem, gdzie wszystko wydawałoby się świeższe. Moje myśli oczywiście powędrowały w stronę natury, bo to ona moim zdaniem najlepiej koi ludzki ból, ale to miejsce już zależy od człowieka.
Miejsce w nim samym?
Motyw domu, motyw miejsca w którym zawsze można się "regenerować" można przecież przenieść także głęboko wewnątrz siebie. Jakaś cząstka naszego "Ja" może być przecież naszym wyobrażeniem, marzeniem, którego nie zabija czas. Może być miejscem, w którym można schronić się od każdej burzy. Na swoisty sposób nawet żyć tam.
Myślę, że medytacja i podróżowanie wyobraźnią w takie krainy daje bardzo dobre efekty. I to, czego jeszcze nam bardzo, ale to bardzo potrzeba...
Czas i cierpliwość.
"Największym błędem tej cywilizacji jest to, że brak jej koncentracji na jednej czynności; nie potrafią patrzeć na jedną gwiazdę, dla nich to musi być cały firnament." - jak powiedział Genesis P-Orridge. Pęd nigdy nie sprzyja postępowi duchowemu, pęd sprawia, że stajemy się podatni na chaos. Jesteśmy zmęczeni.
Na takie odratowywanie siebie składa się wiele czynników, a na opisywanie każdego z nich możnaby poświęcić dużo, naprawdę dużo czasu. Natomiast podstawą jest moim zdaniem budowanie w sobie szczerości wobec siebie i wyobrażenia o czymś, co zawsze nas ochroni. Czasem zwyczajne zamknięcie oczu i ucieczka w takie miejsce może dać oddech na zastanowienie. Czasem...
Człowiek jednak nie jest nigdy w stanie przewidzieć co zrobi, jak się zachowa. Podczas desperacji, poważnych stanów depresyjnych, samobójczych etc. największym problemem człowieka jest to, że irytują go kwestie mówiące o jego ratowaniu. Zwykle nie potrafi znaleźć w sobie tyle cierpliwości, czasu, by pomóc sobie samemu, a wszelkie myśli sprowadzają się do jednego punktu.
Nie da się ukryć, że w takich chwilach bardzo ważny jest nie tyle inny człowiek, co ogólnie ludzie. Nie będę nikomu radził jak szukać przyjaciół, ale powiem tylko tyle: jeśli na sam początek przyjmiemy postawę cierpiętnika, to znajdzie się niewielu którzy naprawdę zechcą nam pomóc. Postawa cyniczna może być dobra wobec ogółu, ale często przenosi się ją nawet na ludzi, na których nam zależy. Albo którzy mogą nam pomóc. Zakładanie maski przed innymi to postawa już wręcz naturalna, czy zdrowa, nie wiem, powiem tylko jedno: nigdy nie wolno zakładać maski wobec samego siebie i przed własnym lustrem. Jeśli umiemy przyznać się do błędu, to zawsze łatwiej jest go przełknąć nie tylko nam, ale innym.
Proponuję też chociażby pisanie - w pamiętniku, na blogu, na biurku, ścianie. Człowiek nierzadko nie potrafi sobie przypomnieć pewnych swoich myśli, które dawały mu szczęście, odwagę... więc dobrze jest, gdy może je zapisać, a potem w trudnej chwili do nich powrócić.
Wszystko co tu zawarłem jest dość zawężone - niestety nie znam się na ludziach tyle, by móc przewidzieć bardzo dużo; nie ma czegoś takiego jak doskonała metoda na szczęście. Pisze się o tym od cholery poradników, jeszcze więcej rozmaitych prac naukowych, ale jak widać, największym problemem człowieka jest to, że nie ma tyle siły by zawsze zachowywać się według schematów. I nie jego wina.
To co napisałem wyżej to tylko osobiste metody których trzymam się wciąż i które mi pomagają; oczywiście miewam sytuacje mocno kryzysowe, takie, w których w ogóle nie potrafię zastosować takich metod... w takim momencie najważniejszy jest po prostu czas.
Całkiem ciekawy temat.
Przyszedł mi na myśl niedawno czytany przeze mnie wywiad z frontmanem Neurosis. Nie było w nim jakoś specjalnie dużo filozofii, w końcu to wywiad z muzykiem, ale znalazło się pytanie o tytuł ich płyty, "The Eye Of Every Storm" (dosł. "Oko każdej burzy"). Co to właściwie może znaczyć?
[quote]"Oko każdej burzy" to wieloznaczne wyrażenie. Można odczytywać je jako zachętę do odnalezienia takiego miejsca na ziemi, w którym będziemy czuć się dobrze, będziemy bezpieczni, bez względu na napierającą zewsząd negatywną energię.
Inna interpretacja tytułu może być związana z samym zespołem, który jest centrum naszego życia od 20 lat, od kiedy weszliśmy w dorosłość. Dzięki niemu płonie w nas niemożliwy do ugaszenia ogień inspiracji. On jest studnią, która nigdy nie wyschnie. Zespół jest dla nas potrzebą, sposobem na pozbycie się złej energii w formie sztuki.[/quote]
Sens tych słów mocno do mnie trafił. Wyobraziłem sobie więc miejsce na ziemi, gdzie można by przetrwać każdą burzę. Gdzie na wszystko można spojrzeć z dystansem, gdzie wszystko wydawałoby się świeższe. Moje myśli oczywiście powędrowały w stronę natury, bo to ona moim zdaniem najlepiej koi ludzki ból, ale to miejsce już zależy od człowieka.
Miejsce w nim samym?
Motyw domu, motyw miejsca w którym zawsze można się "regenerować" można przecież przenieść także głęboko wewnątrz siebie. Jakaś cząstka naszego "Ja" może być przecież naszym wyobrażeniem, marzeniem, którego nie zabija czas. Może być miejscem, w którym można schronić się od każdej burzy. Na swoisty sposób nawet żyć tam.
Myślę, że medytacja i podróżowanie wyobraźnią w takie krainy daje bardzo dobre efekty. I to, czego jeszcze nam bardzo, ale to bardzo potrzeba...
Czas i cierpliwość.
"Największym błędem tej cywilizacji jest to, że brak jej koncentracji na jednej czynności; nie potrafią patrzeć na jedną gwiazdę, dla nich to musi być cały firnament." - jak powiedział Genesis P-Orridge. Pęd nigdy nie sprzyja postępowi duchowemu, pęd sprawia, że stajemy się podatni na chaos. Jesteśmy zmęczeni.
Na takie odratowywanie siebie składa się wiele czynników, a na opisywanie każdego z nich możnaby poświęcić dużo, naprawdę dużo czasu. Natomiast podstawą jest moim zdaniem budowanie w sobie szczerości wobec siebie i wyobrażenia o czymś, co zawsze nas ochroni. Czasem zwyczajne zamknięcie oczu i ucieczka w takie miejsce może dać oddech na zastanowienie. Czasem...
Człowiek jednak nie jest nigdy w stanie przewidzieć co zrobi, jak się zachowa. Podczas desperacji, poważnych stanów depresyjnych, samobójczych etc. największym problemem człowieka jest to, że irytują go kwestie mówiące o jego ratowaniu. Zwykle nie potrafi znaleźć w sobie tyle cierpliwości, czasu, by pomóc sobie samemu, a wszelkie myśli sprowadzają się do jednego punktu.
Nie da się ukryć, że w takich chwilach bardzo ważny jest nie tyle inny człowiek, co ogólnie ludzie. Nie będę nikomu radził jak szukać przyjaciół, ale powiem tylko tyle: jeśli na sam początek przyjmiemy postawę cierpiętnika, to znajdzie się niewielu którzy naprawdę zechcą nam pomóc. Postawa cyniczna może być dobra wobec ogółu, ale często przenosi się ją nawet na ludzi, na których nam zależy. Albo którzy mogą nam pomóc. Zakładanie maski przed innymi to postawa już wręcz naturalna, czy zdrowa, nie wiem, powiem tylko jedno: nigdy nie wolno zakładać maski wobec samego siebie i przed własnym lustrem. Jeśli umiemy przyznać się do błędu, to zawsze łatwiej jest go przełknąć nie tylko nam, ale innym.
Proponuję też chociażby pisanie - w pamiętniku, na blogu, na biurku, ścianie. Człowiek nierzadko nie potrafi sobie przypomnieć pewnych swoich myśli, które dawały mu szczęście, odwagę... więc dobrze jest, gdy może je zapisać, a potem w trudnej chwili do nich powrócić.
Wszystko co tu zawarłem jest dość zawężone - niestety nie znam się na ludziach tyle, by móc przewidzieć bardzo dużo; nie ma czegoś takiego jak doskonała metoda na szczęście. Pisze się o tym od cholery poradników, jeszcze więcej rozmaitych prac naukowych, ale jak widać, największym problemem człowieka jest to, że nie ma tyle siły by zawsze zachowywać się według schematów. I nie jego wina.
To co napisałem wyżej to tylko osobiste metody których trzymam się wciąż i które mi pomagają; oczywiście miewam sytuacje mocno kryzysowe, takie, w których w ogóle nie potrafię zastosować takich metod... w takim momencie najważniejszy jest po prostu czas.